Było bardzo
przyjemnie… Niby wskaźnik na termometrze bardzo powoli wspinał się w górę –
niczym mrówka na sam czubek wielkiego leśnego dęba, ale wartość wskaźnika
temperatury była ciągle dwucyfrowa. Słońce operowało mocno, bo powietrze było
wyjątkowo czyste i widać było pagórki oddalone o kilkanaście kilometrów. Po
wyjściu ze sklepu przechodziłem obok żywopłotu. Wisiało na nim kilka zeschniętych
liści. Wysokości miał ze dwa i pół metra, ale z bardzo drobnych gałązek tworzył
niesamowicie spowitą gęstwinę. Tak zamotaną, że na kilka centymetrów w głąb,
nic nie było w nim widać. Za to wydobywał się z głębi krzaków, olbrzymi jazgot
wróbli – wydawałoby się, że jest tam ich setki, jeśli nie tysiące! Ten żywopłot
nie był zbyt wielki, nie miał nawet dziesięciu metrów długości. Ptasich gniazd
musiało w nim być bardzo dużo. Miałem napoczęte pyszne ciastka - zwierzaki
wielozbożowe, które produkuje firma Dr. Gerard. Wziąłem jedno, rozkruszyłem i
rzuciłem na puszystą pokrywę śnieżną. Starałem się, aby okruchy spadły tuż przy
samym żywopłocie. Natychmiast przyleciała spora gromada wróbelków. Jedno
pokruszone ciasteczko wydziobały niemalże w jednej chwili. Zaczęły wrzeszczeć
jeszcze głośniej! Starsza pani - która również była na zakupach – przystanęła i
zaczęła się zachwycać tą całą sytuacją… Również wyciągnęła ciastka z torby -
Mafijne Choco. Dalej postąpiła podobnie jak ja – pokruszyła je i rzuciła ptakom.
Gołębie które były w pobliżu i zauważyły że rzuca się jakieś jedzenie, też
przyleciały aby sobie trochę podjeść. Wróble jednak były tak sprytne, że łapały
w powietrzu to co się im rzuca! Postałem jeszcze chwilę. Sam zjadłem kilka
ciastek, lecz kiedy opakowanie było już puste, to postanowiłem pójść do domu.
Zaczął wiać lekki wiatr, który przyciągnął ciemne chmury i zaczął padać śnieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz