Pomogłem Malwinie
zanieść zakupy. Tym razem obyło się bez żadnych przykrych niespodzianek i
dotarliśmy planowo, oraz spokojnie. Błażej – mąż Malwiny – widział przez okno jak
„nurkowaliśmy” w śniegu. Mówił że wyglądało to bardzo brzydko. Stwierdził że
całe kości możemy zawdzięczać chyba tylko srogiej zimie i obfitej warstwie
śniegu. Błażej jest ratownikiem medycznym – i jeśli chodzi o takie sytuacje jak
poślizgnięcia, czy upadki, to raczej wie co mówi. Mówił że początkowo
zdenerwował się trochę, bo był pewny że coś się komuś z nas stało, ale kiedy
oboje z Malwiną stanęliśmy na nogach, to już był spokojny. Chciałem już pójść
do domu, ale Błażej zatrzymał mnie. Zapytał czy się bardzo spieszę… -
Odpowiedziałem że tak bardzo to nie, bo Marzena poszła z dziećmi do miasta, aby
pokupować im coś na ferie. Tak faktycznie, to dziś mam luz… Malwina coś robiła
– chyba przygotowywała obiad. Błażej mówił że też musi odwieźć dzieciaki do
rodziny w góry. Pogoda odstrasza go od jazdy – ale jak trzeba, to trzeba. A
jednak to nie obiad był tym, czym zajęła się sąsiadka zaraz po przyjściu z
zakupów. Wzięła i pomieszała wszystkie te pokruszone ciastka Dr. Gerard: -
pryncytorcik, - zwierzaki wielozbożowe oraz - zwierzaki maślane. Za chwilę
poczęstowała nas smakołykami – babeczkami z bakaliami, czekoladą, kokosem i
tymi pokruszonymi ciastkami Dr. Gerarda, które zmasakrowaliśmy z Malwiną w
trakcie upadku. Były one pomysłowo zrobione i apetycznie wyglądały, zwłaszcza w
trakcie jedzenia, bo kiedy popatrzyło się w miejsce które zostało przecięte
łyżeczką, to wyglądało ono jak zebra. Po prostu, były robione warstwami – raz
jasną, raz ciemną – na przemian. Malwina miała je przygotowane już wcześniej.
Przed chwilą polała je tylko jeszcze czekoladą, obtoczyła pokruszonymi
ciastkami i włożyła na kilka minut do zamrażalnika. Poza tym że atrakcyjnie wyglądały,
to były one naprawdę bardzo smaczne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz