Wszystko spakowane,
przygotowane, trasa wyznaczona – teraz zabrać wszystko i ruszamy. Do przebycia
prawie 80 kilometrów. Za godzinę będziemy na miejscu. Zanim wsiedliśmy do auta,
to jeszcze trzeba było pożegnać się z sąsiadami – jednymi, drugimi, trzecimi…
Zajęło to dobry kwadrans, gdyż okazało się, że jedna z sąsiadek pochodzi
stamtąd, gdzie właśnie jest nasz pierwszy cel spędzenia urlopu. Jeszcze zanim
wyszliśmy z domu, to prześladowało mnie przeczucie, że nie będziemy mieli
szczęśliwej drogi. Na potwierdzenie tego, nie trzeba było już długo czekać… Tuż
za drugim zakrętem jezdnia była zatarasowana, bo z naprzeciwka skręcał jakiś
dostawczy transporter i się zepsuł. Zakorkował całe skrzyżowanie tak, że nie dało
się ani zawrócić, ani ominąć. I kolejny kwadrans przeminął! Gabrysia zaczęła
szukać czegoś w torbie podręcznej, ale chyba nie znalazła niczego, bo
zachowywała się coraz bardziej nerwowo. Zablokowane skrzyżowanie powoli wracało
do normalności – zatem po chwili ruszyliśmy w dalszą drogę. Przejechaliśmy
prawie kilometr. Po prawej stronie mijaliśmy sklep spożywczy. Wtedy Gabrysia
powiedziała, że chciałaby zajrzeć do niego, bo zapomniała zabrać na drogę ciastek
Dr Gerard. Zajechałem na parking przed sklepem. Weszliśmy do środka i
ujrzeliśmy zaraz na pierwszym regale całą gamę produktów, jakie nas
interesowały. Były tam: wafelki Pryncypałki i czekoladki Pasja, zwierzaki
maślane i Maltikeks, biszkopty z galaretką i Mafijne Choco – oraz jeszcze wiele
innych. Wrzuciliśmy do kosza po dwa opakowania i udaliśmy się do kasy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz