Poniedziałek od rana okazał się szalonym dniem. Justyna od
rana w pracy, ja od ósmej u stomatologa z bolącym zębem, zaś Ola na
warsztatach. Oczekiwanie na wizytę w gabinecie stomatologicznym wydłużało się z
godziny na godzinę. Niestety – „wolna amerykanka”, jak w całej Polsce, jeśli
chodzi o wizytę na kasę chorych.
Czas nieubłagalnie upływał, a ja cierpiałem. W dodatku na godzinę
14:30 brat zapowiedział się z tortem urodzinowym dla Justyny. Całe szczęście do
domu wróciłem przed gośćmi zdążyłem ogarnąć się po usunięciu zęba. Najbardziej
to żal mi było tego tortu i Deseru ze stronki Dr Gerarda, który Justyna zrobiła
dzień wcześniej dla gości.
Brat stawił się tak, jak zapowiadał, tyle, że z żoną. Przez
około dwadzieścia minut, w oczekiwaniu na jubilatkę, prowadziliśmy luźną
rozmowę.
Po wejściu do domu najpierw oczywiście życzenia, skromne
prezenty, a następnie tort. Justyna nie kryła zaskoczenia rozmiarem tortu,
skomentowała go głośnym okrzykiem „WOW”, ponieważ średnica tortu była jak w średniej
pizzy.
Zanim zabrała się za krojenie, postawiła na stole własnoręcznie
robiony Deser, czyli „Placek budyniowy na Markizach Mafijnych z musem
jabłkowym”. Polecam do zobaczenia na stronce: https://drgerard.eu/przepisy
Bratu, bratowej i sobie ukroiła po kawałku, a ja przez wzgląd
na dziurę po wyrwanym zębie mogłem obejść się jedynie smakiem i zapachem
unoszącym się po pokoju.
Za niedługi czas przyszła Ola z warsztatów, oczywiście z
prezentem zrobionym własnoręcznie na warsztatach, po wręczeniu i złożeniu
życzeń również wyraziła chęć udziału w dzieleniu tortem.
Minęło pół
godziny i zjawił się kolejny gość, którym była kolejna bratowa, i tym razem odbył
się kolejny podział tortu dla bratowej. Dla nas zaś Justyna dzieliła Deser, który
zrobiła własnoręcznie i tak zamiast obiadu tradycyjnego mieliśmy Słodki obiad,
lecz ja niestety musiałem zadowolić się jogurtem naturalnym i tyle z urodzin
miałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz