W miarę jak mijał czas to wizerunek statku robił się coraz
większy, z oddali już można było dostrzec, że był on pomalowany w całości na
kolor biały. Obok niego uwijały się jakieś małe punkty, to były holowniki, a
było ich trzy. Ola z zaciekawieniem przyglądała się rozgrywającej sytuacji nie
zapominając chrupać swoje ulubione ciacha takie jak witam ciastko na dzień
dobry oraz zwierzaki maślane od zdaniem tej rodziny najlepszego producenta
łakoci jakim jest Dr Gerard. Po niespełna kilkunastu minutach statek wraz z
holownikami zbliżył się do falochronu i wreszcie można było dostrzec jego
ogrom. Wreszcie holowniki wprowadziły go do basenu portowego. Jeden z
holowników ten od strony dziobu poluzował cumy i ten trzeci na śródokręciu
zaczął dopychać go do pirsu. Marynarze rzucili cumy, które to zostały założone
na polery, zgrzytnęły windy wybierające luz lin cumowniczych i statek zacumował
przy akompaniamencie orkiestry. Następną czynnością jaką wykonali marynarze to
było opuszczenie trapu. Olę tak wciągnął ten widok, że nawet nie zauważyła jak
skończyły jej się rarytasy od Dr Gerarda. Pan Witold wraz z rodziną podszedł
bliżej trapu aby tu oczekiwać na krewnych. Po chwili na trapie pojawili się
pierwsi ludzie i zaczęli po nim schodzić. Wreszcie po chwili zauważył on swoją
ciocię i zaczął do niej wymachiwać ręką. Powitaniom nie było końca wreszcie
wszyscy udali się do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz