czwartek, 31 sierpnia 2017

Tak zaczął się nasz urlop




   Powoli, powoli ale dojechaliśmy do cioci. Zeszło nam to dużo dłużej niż zwykle, ale przecież lepiej długo, niż wcale… Mieliśmy po drodze niezwykłe przygody. Począwszy od „stłuczki” na pierwszym skrzyżowaniu, awarię prądu w sklepie podczas zakupu ciastek Dr Gerard, zmianę planu – czyli dodatkowo „imieniny cioci”, powrót w sprawie dokonania zakupu prezentu, przetrwanie nawałnicy, przebycie arcytrudnej drogi po anomaliach, w końcu dotarcie do celu! Zmęczeni, brudni, przepoceni, spragnieni domowego spokoju. I dobrej kawy – bo ciastka mamy! Ciocia jak nas zobaczyła, to nie wierzyła własnym oczom. W pierwszej chwili pomyślała, że jesteśmy jakimiś kosmitami zza światów! Ale jak już ujrzała kwiaty, flakon i słodycze, to wiedziała już w czym rzecz. Ucieszyła się tak mocno, że aż popłakała się ze szczęścia! Złożyliśmy cioci życzenia i wyściskaliśmy się chyba za wszystkie czasy! Powiedziałem że zanim dojechaliśmy, to przeżyliśmy tyle, że wystarczyłoby przypadków na kilka wyjazdów. W dwóch zdaniach wyjaśniliśmy wszystko cioci i poszliśmy wziąć prysznic. Kiedy wszedłem do pokoju, to już roznosił się aromat świeżo zaparzonej kawy. Po kilku łykach mocnego naparu poczułem się znacznie lepiej. Goście mają przyjść na niedzielny obiad, dlatego ciocia raczej nie spodziewała się w tym dniu raczej nikogo. A jak już nadeszła taka nawałnica z anomaliami, to nie przypuszczała, że nawet pies z kulawą nogą do niej zaglądnie! W zanadrzu miała w barku i lodówce coś na „czarną godzinę”, ale tak standardowo. Do kawy zjedliśmy deser lodowy z owocami i ciastka Dr Gerard. Ciastek było sporo:
- Mafijne Choco
- biszkopty z galaretką
- Maltikeks
- zwierzaki maślane
- czekoladki Pasja
- wafelki Pryncypałki
Ciocia zaproponowała po kieliszku czegoś wyjątkowego… Odmówiłem, bo mieliśmy zaraz jechać dalej. Zaskoczona ciocia Halinka zrobiła groźną minę – i nie było mowy o dalszej jeździe! W taki sposób rozpoczął się nasz tegoroczny urlop…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz