niedziela, 27 sierpnia 2017

podróż cz.1



Wspólnie z mężem Jarkiem wyjechaliśmy do sanatorium do Kołobrzegu. Wyjątkowo dostaliśmy termin podczas wakacji trwający trzy tygodnie.  Jest to nasz sanatoryjny wypoczynek. Chcieliśmy wykupić sobie kuszetki lecz już zabrakło miejsca. Pociąg podstawiany był w Krakowie, ale musiał czekać na inny opóźniony pociąg. Opóźnienie wciąż rosło i dopiero po dwóch godzinach ruszyliśmy. W sąsiednim przedziale siedziała młodzież i do samego rana hałasowała. Na dodatek starszy pan jedząc kanapkę głośno mlaskał. W końcu wyciągnęłam z zapasów moje ulubione pryncypałki produkcji Dr. Gerarda i z Jarkiem chrupaliśmy. Zjedliśmy połowę paczki, aż mnie zamuliło. Te wyjątkowe przysmaki bardzo mnie wciągają i trudno przejść koło nich obojętnie. Od samego początku był pełny przedział. Jedynie w Warszawie trzy osoby wysiadły, ale na ich miejsce wsiadły inni pasażerowie. Do Kołobrzegu zajechaliśmy bardzo zmęczeni. Nasz pokój miał być przygotowany dopiero po południu. W recepcji złożyliśmy ciężkie bagaże i wyruszyliśmy nad morze. Spacerowaliśmy wzdłuż plaży, aż doszliśmy do dużego portu rybackiego. Zapach smażonej ryby wzbudził w nas apetyt. Przy stolikach siedziało dużo wczasowiczów. Skosztowaliśmy smażonego dorsza z dużą bułką. Po napełnieniu pustych żołądków wróciliśmy do ośrodka. Na szczęście  dostaliśmy klucze do pokoju. Szybki prysznic i mocna kawa z ciasteczkami  Dr. Gerarda pomogła nam do czekać kolacji. Zaraz po niej poszliśmy do spania. Następnego dnia wypoczęci i pozytywnie nastawieni czekaliśmy w kolejce na zabiegi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz