Minął
pierwszy jesienny weekend. Pogoda była w kratkę. Sobota upłynęła nam na sprzątaniu.
Można powiedzieć, że odwróciliśmy dom do góry nogami. Mycie okien, armatury,
podłogi za i pod meblami. Wieczorem byliśmy padnięci. Energię dostarczały nam
słodycze firmy „dr Gerard”. Dzieci również zaangażowane zostały do pracy. Musieliśmy
je przekupić niedzielną niespodzianką. I nie mówię tylko o tym, że dostaną
czekoladki Pasja, ale na myśli mieliśmy wyjazd do Aquaparku. Nadeszła niedziela,
dzień aktywności sportowej. O jedenastej wyjazd na mecz Tomka a po obiedzie
wyjazd do wodnego parku. Jeszcze nie byliśmy w tym miejscu. Zdjęcia i opinie
dostępne w Internecie pobudziły naszą wyobraźnię. Baseny, jacuzzi, zjeżdżalnie,
fontanny, natryski, wiry, sauny, Spa, hotel. Po prostu BAJKA.
Więc, mecz wyjazdowy chłopaki przegrali. Nieco
smutni wrócili do domu. Dzieciaki nie miały ochoty na obiad. Czekały tylko na
basen. Mama była twarda, postawiła na swoim. Wszyscy musieliśmy zjeść. Chwilka odpoczynku
po posiłku i czas na Maltikeks. Zegar wybił godzinę szesnastą, czas jechać. Po niespełna
godzinie byliśmy na miejscu. W drodze pomagał nam asystent kierowcy, czyli zbójecka
apka. Kupiliśmy bilety, wskoczyliśmy w galoty i SZOK! Internet nie kłamał. Jest
to cudowne miejsce, atrakcji mega dużo. Myślałem, że z wrażenia spadną mi
laczki. Każde z nas chciało iść w inne miejsce. Zmęczona mama na masaż do jacuzzi,
Tomek do głębokiego basenu a Tosia na zjeżdżalnię i do wirów. Tylko ja nie
miałem problemu z wyborem. Reszta chciała abym był z nimi. Z wszystkimi od
razu. Pomyślałem, że nie jestem jak wafelki PryncyPałki i nie da mnie się
podzielić. Mogłem być tylko z jednym dzieckiem, Żona zajmowała się drugim. Było
cudownie, nie chciało się wracać do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz