niedziela, 24 września 2017

Wyjazd na zieloną szkołe cz.1



Moja córka Marysia chodzi do czwartej klasy. Na początku września wszystkie czwarte klasy pojechały na zieloną szkołę do miejscowości Rowy nad samym morzem. Większość dzieci wyjechała pierwszy raz bez rodziców. Parę dzieci nie było jeszcze nad polskim morzem. Mieszkamy blisko znanego miasta zakopane. Więc podróżowali przez całą Polskę pociągiem. Wszystkich maluchów z opiekunami było 82 osoby. Wyprawkę na wyjazd kupowałam wspólnie z Marysią. Podróżną torbę na kółkach, kolorowy plecak, kurtkę ocieplaną, buty i inne potrzebne rzeczy. Zaopatrzyłam ją w trzy paczki ulubionych ciasteczek Dr. Gerarda. Oczywiści miała komórkę na kartę. Była stara, ale jeszcze dobrze spełniała swoją funkcje. Z mężem odwieźliśmy córkę do pociągu i prawie z płaczem pożegnaliśmy się z nią. Ona jednak  rozstała się z nami z radością i wsiadła do pociągu. Podróż trwała 13 godzin. Opiekunowie pilnowali maluchy nawet jak poszły do toalety. Marysia w przedziale siedziała ze swoimi przyjaciółkami. Jadły pryncypałki i piły wodę mineralną. Rano pani przypilnowała je, żeby zjadły kanapki. Z ośrodka przyjechały dwa autokary i zawiozły wszystkich pod  budynek. Dzieci przebywały w pokojach czteroosobowych, a dorośli w dwu osobowych. Po rozpakowaniu ubrań poszły na trzy godziny spać. Wyjątkowo żadne dziecko nie protestowało, bo w pociągu trochę długo śmiali się. Po południu poszli podziwiać morze. Wiał silny wiatr, ale wszyscy mieli kurtki z kapturami.         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz