Na niebie, od czasu
do czasu pojawiały się białe jak śnieg „pierzynki”, które powoli przemieszczały
się z miejsca na miejsce. Oparłem się o parapet i siedząc w cieniu przy oknie,
obserwowałem to co dzieje się za oknem. A działo się… A to dzieci bawiły się i
wrzeszczały. A to starsi krzątali się na zakupy, lub wracały już z zakupami do
domu. A to jakiś facet wrzeszczał zdenerwowany, nie wiadomo na kogo i dlaczego
– machał tylko rękami, wrzeszczał i szedł szybko przed siebie. Chyba nie zjadł
jeszcze śniadania i był głodny… Albo ten upał mu zaszkodził! Obok w cieniu
przed wejściem do klatki, stały dwie sąsiadki – zawsze wszystko wiedzące
kumoszki – obserwowały coś i rozmawiały. Miały jakąś torebki w rękach, co
chwilę sięgały do nich i coś jadły. Było zbyt daleko, aby tak gołym okiem
zobaczyć i rozpoznać, co też takiego smacznego zajadają. Ale przecież w zasięgu
ręki miałem narzędzie do tego, aby właśnie dowiedzieć się o tym co chcę.
Telefonem zrobiłem kilka – może kilkanaście zdjęć. Później po powiększeniu ich
okazało się, że – a jakżeby inaczej – w tych foliowych torebkach, sąsiadki
miały ciastka firmy Dr Gerard! Jedna trzymała: Maltikeks, czekoladki Pasja i
wafelki Pryncypałki. Zaś druga - biszkopty z galaretką, zwierzaki maślane, i Mafijne
Choco. Przez chwilę postały, ale zaraz jak zwolniła się jedna z ławek obok
bloku, to czym prędzej poczłapały i usiadły na niej. A z tego miejsca miały
doskonały punkt, aby wzbogacać jeszcze bardziej swoją wszechstronną wiedzę, gdyż
obok nich musiał przejść każdy kto zmierzał do lub z bloku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz