Lipiec to okres urlopu wypoczynkowego. Ludzie przemieszczają
się nad morze, w góry, za granicę oraz odwiedzają swoje rodziny. W tym roku z
mężem, czteroletnią Moniką i sześcioletnim Kamilkiem. Zaplanowaliśmy wyjazd nad
polskie morze. Jechaliśmy pociągiem do sławna w przedziale matki z dzieckiem.
Maluchy nie mogły zasnąć i marudziły. Dopiero po północy napiły się herbatki,
zjadły parę ciasteczek Dr, Gerarda i zasnęły. Pół roku wcześniej
zarezerwowaliśmy domek kempingowy w
miejscowości Wicie. Jest to wioska rybacka leżąca nad samym morzem. Liczy 47
stałych mieszkańców. Ta miejscowość znajduje się między Rusinowo, a Darłówkiem.
Także blisko jest do znanego nam Jarosławca. Największy kłopot jest z dotarciem,
ponieważ nie dojeżdżają tam autobusy, ani busy. Gospodarz pokierował nas,
abyśmy dojechali na skrzyżowanie do Rusinowo, a on po nas przyjedzie. Tak więc
zrobiliśmy i szczęśliwie dotarliśmy do Wici. Po przyjeździe musieliśmy odświeżyć
się i trzy godziny wypocząć. Potem pierwsze kroki poniosły nas w stronę morza.
Na szczęście szliśmy wolniutko dziesięć minut. W tym czasie wiał silny wiatr i
było chłodno. Na dodatek plaża kamienista. To dopiero pierwszy dzień i pogoda
może się zmienić. Dzieci po raz pierwszy zobaczyły morze i trochę były
zaskoczone ogromem wody. Po paru minutach zachowywały się jakby co rok
przyjeżdżały. Po długim spacerze poczęstowałam ich torcikiem zbożowym produkcji
Dr. Gerarda, a potem poszliśmy poszukać
tańszego obiadu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz