sobota, 27 października 2018

Suchy prowiant dobry na fatalną pogodę



   Trochę przejaśniało. Nawet deszcz przestał padać – lecz jak się później okazało, to tylko na chwilę. Mój umysł po kawie i smakołykach Dr Gerard, również był jaśniejszy i zaczął normalnie reagować na bodźce zewnętrzne. Miałem nawet w pewnym momencie wybrać się do tego starego parku, ale po tym jak zobaczyłem że dmuchnęło tak mocno aż gałęzie z młodych lip oraz brzózek fruwały po kilkadziesiąt metrów, to stwierdziłem że taki głupi to nie będę żeby ryzykować, bo wśród starych drzew to można przy takim wietrze nieźle w łeb oberwać. To zrobiłem sobie jeszcze jedną kawę, ułożyłem na paterze ciastka i poszedłem do pokoju. Od wschodniej strony było dość spokojnie. Przez chwilę nawet słońce zaczęło prześwitywać przez chmury, ale na krótko, gdyż wkrótce .z powrotem zaniosło się i zaczęło padać. Pogoda była taka, że raz dziennie coś zjeść i z domu nie wychodzić. Sączyłem powoli kolejną kawę. Przegryzałem smaczne ciastka – najpierw ciastka francuskie posypane sezamem, następnie – markizy. Miałem jeszcze – czekoladki i rurki z kremem. Rozmyślałem o tym czym mam się zająć… Chyba zacząłem się już dobrze czuć, bo energia zaczęła mnie rozpierać. Może zabiorę się za porządki… Ale nie mam nic na obiad – tylko suchy prowiant… No to wyskoczę tylko żeby kupić naleśniki, albo pierogi… I w tym momencie usłyszałem dziwny szum – a ciemno zrobiło się tak, jakby zmierzało nie do południa, tylko do wieczora. Popatrzyłem za okno – a tu gęsta krupa śnieżna tak mocno padała, że porywisty wiatr uderzając nią o szyby, dawał niezwykły efekt akustyczny. Przy takim obrocie sprawy, podjąłem decyzję że mam to gdzieś – zjem to co mam i nie ruszam się nigdzie z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz