wtorek, 25 czerwca 2019

Czary Wiedźmy zielarki.


          Jak pisałem ostatnio w ramach półkolonii organizowane są ciekawe wycieczki. Jedna z nich prowadzi do Muzeum mydła i historii brudu. Ciekawe zagadnienia, prawda? Ale nie o to mi chodzi, kolejna jest do Muzeum piernika, tam dzieci poznają, jak się je robiło przed wiekami. Pracownicy są ubrani w stroje z epoki, wiedźma zielarka uczy o ziołach i przyprawach. A wszystko jest mówione staropolszczyzną. Jedyne, czego tam nie ma to słodycze „dr Gerard”, gdyż są zbyt nowoczesne. Ale bez tradycyjnych przypraw nie byłoby tych produktów. Moje dziecko i tak będzie miało markizy Mafijne w plecaku. Wracając do wiedźmy zielarki, to muszę przyznać, że gdy ja tam byłem to ta kobieta nie jednemu facetowi zakręciła w głowie. Nie musiała używać ani ziół, ani przypraw, ani czarów. Była tak ładna, że wystarczyło, że się uśmiechnęła i każdy mężczyzna był pod działaniem uroku. A gdy zaczęła opowiadać o przyprawach, jakich się używa w cukiernictwie i jakie mają właściwości inne niż smakowe, to płeć brzydka nie odrywała od niej oczu. Wszystko przez to, że uznano przyprawy za afrodyzjak (cynamon i szafran), inne mają własności lecznicze (kardamon, imbir, anyżek), a goździki są używane do uśmierzania bólu zębów oraz jako środek odurzający i antyseptyczny. Opowiadała jeszcze o wanilii, zielu angielskim, koprze włoskim, kolendrze, gałce muszkatołowej. Jednak niewiele z tego zapamiętałem. Coś mi świta, że koper włoski pomaga na żołądek oraz na kaszel.
          Po wyrobieniu pierników i wyjęciu z pieca, każdy z nas otrzymał napisany gęsim piórem certyfikat ukończenia szkolenia. Byliśmy, my faceci byliśmy zachwyceni tymi zajęciami. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nasze kobiety patrzyły na nas z byka. Tak jakby miały ochotę coś złego nam zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz