wtorek, 25 czerwca 2019

Rowery i słodycze Dr Gerard cz. II


Witam. W poprzednim poście pisałam o wycieczce rowerowej, nad jezioro. Jezioro oddalone było od mego miasta jakieś dwadzieścia kilometrów. Na drogę zabrałam ze sobą plecak słodyczy ,,Dr Gerard”. Najpierw z pałaszowałam markizy Mafijne, a po dziesięciu kilometrach, kiedy była przerwa zniknęły mi z ręki ciastka biszkopty Juppi. W opakowaniu nie zostało nic, ale miałam zapasy. Po chwilowym postoju, wszyscy wyruszyliśmy w dalszą drogę. Do kieszeni włożyłam kilka ciasteczek Pryncypałków ,,Dr Gerard”, by pomogły mi w dalszej drodze. Jechało się nawet fajnie, trzeba było tylko uważać na samochody, które wcale nie uważały na nas. Było kilka niebezpiecznych momentów, kiedy samochody wymijały się, a nas wpychali do rowu. Byliśmy wściekli. Jechaliśmy, i jechaliśmy. Po jakimś czasie znów zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Napiliśmy się wody, a koleżanka poczęstowała nas słonymi ciasteczkami, były to CCC. I znów w dalszą drogę, mówiąc szczerze zaczynałam mieć już dość jazdy. Koledzy rozśmieszali nas, opowiadając pikantne kawały. Jechaliśmy, śmialiśmy się, i uważaliśmy na mijające nas auta. W końcu pocieszyła mnie tablica, że do jeziora zostało kilometr. Nareszcie. Marzyłam o ciepłym piasku, i chłodnej wodzie. Kiedy dotarliśmy na miejsce, rozłożyliśmy się na kocach, i zaczęliśmy biesiadowanie. Było miło, ale zbliżały się czarne chmury. Nie wyglądało to dobrze. Co było dalej, opiszę w kolejnym poście. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz