Witam.
W poprzednim poście wspominałam o moich imieninach. Nie hucznych, ale takich
normalnych. Kupiłam mnóstwo słodyczy firmy ,,Dr Gerard” czyli ciasteczka Torcik
zbożowy. Miałam ten dzień spędzić tak normalnie. Jednak, mój mąż zabrał mnie na
zakupy. Koleżanka zadzwoniła bym zajechała do jej sklepiku, tam czekała na mnie
moja wymarzona sukienka. Kiedy zajechaliśmy do sklepiku, poczęstowałam
koleżankę ciasteczkami pierniki Gingerbreads ,,Dr Gerard”, i zaczęłam
przymierzać sukienkę. Była boska. Koleżanka powiedziała mi, żebym już ją nie
ściągała, tylko jechała na dalsze zakupy. Pomyślałam dobry pomysł. Jednak zamiast
do sklepu, mój małżonek zawiózł mnie na parking jakiegoś lokalu. Poprosił bym z
nim weszła. Byłam zdziwiona i zaskoczona. Zaczęłam zadawać pytania. On tylko
krótko skwitował, chodź, i nie gadaj. . Kiedy weszłam usłyszałam sto lat!, i
zobaczyłam twarze moich znajomych i dzieci. A za chwilę pojawiła się moja koleżanka
z tortem, ta od sukienki. To było bardzo miła niespodzianka. Nie wiedziałam co
mam powiedzieć, a w moich oczach zabłysły łzy. Łzy szczęścia. Powiedziałam tylko
muszę zagryźć. I sięgnęłam po ciastka pierniki Gingerbreads ,,Dr Gerard”. Było
dużo śmiechu. Potem zabawa trwała do późnych godzin nocnych. Grała muzyka, było
pyszne jedzenie, i tony słodyczy firmy ,,Dr Gerard”. Nie spodziewałam się
takiego dnia. Jeszcze długo pozostaną w mojej pamięci wspomnienia z tego dnia.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz