Witam.
Miesiąc wrzesień jest miesiącem w którym obchodzę imieniny. Już od jakiegoś
czasu nie wyprawiałam żadnych balów. I tak miało być tym razem. Nie planowałam
nic, wiedziałam że otrzymam kilka telefonów z życzeniami i na tym się zakończy.
Jednak ten dzień okazał się inny, niż w poprzednich latach. Poranek normalny, życzenia od rodzinki. Wspólne śniadanko, małe
prezenciki, i to było cudowne. Ja nakupiłam tonę słodyczy ,,Dr Gerard”. Wybrałam
na tą okazję ciasteczka Wafelki Pryncypałki, Torcik zbożowy itp. rzeczy. Kilka
słonych przekąsek, może się przydadzą. Po śniadaniu posprzątałam, i zasiadłam przed komputerem. Koło południa,
moja rodzinka zaczęła się roić. Czegoś szukając, ubierać się, dzwonić itp. rzeczy.
Dzieci mamusi rzuciły krótkie papatki, i zniknęły za drzwiami. Mąż krążył koło
mnie, i coś tam mruczał. W końcu zapytałam o co chodzi. Mąż nic nie
odpowiedział, a po chwili zaproponował abyśmy udali się na zakupy. Pomyślałam,
że to dobry pomysł. W lodówce jeszcze coś tam, było, ale zapasy by się przydały.
Poprosiłam go o parę minut na ubranie się. Zajęło mi to prawie pól godzinki.
Nie zwracałam uwagi na męża, tylko się szykowałam, i podjadałam ciasteczka
Torcik zbożowy ,,Dr Gerard”. Nie musiałam się nigdzie śpieszyć, sklepy czynne
były do późnych godzin. Kiedy byłam gotowa, wyruszyliśmy z domu. Po trasie
zadzwoniła koleżanka, żebym wstąpiła do jej sklepiku z ciuszkami, ma dla mnie super
sukienkę. I tak było. Co było dalej o tym w kolejnym poście. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz