Witam.
Pewnego dnia bardzo wcześnie rano wybrałam się do miasta, które leży prawie sto
kilometrów od mojego. Miałam tam umówioną
wizytę lekarską. Jechałam pociągiem. Na drogę zrobiłam sobie kawę i
kupiłam kruche słodycze ,,Dr Gerard”.
Lubię je, a na drogę kupiłam Zwierzaki Maślane i Mafijne Choco. Po półtorej
godzinie byłam na miejscu. Potem tramwajem i byłam w przychodni. Ludzi było
masa. Niestety trzeba było postać w kolejce do rejestracji. Stałam godzinę. Ale
udało mi się zarejestrować. Potem jeszcze dwie godziny na poczekalni. Obok mnie
siedziała pani z małą dziewczynką. Dziewczynka miała może osiem lat. W pewnym
momencie zaczęło jej się nudzić. Zaczęła marudzić. Mama uspokajała ją i usiłowała
zwrócić jej uwagę na coś innego. Pokazywała jej telefon, jakieś dziecinne gry,
niestety nic nie pomagało. Mama dala jej kanapki , lecz dziewczynka nie miała
na nie ochoty. Wtuliła się w kolana mamy i zaczęła cicho płakać. Matka była
bezradna. Postanowiłam wkroczyć do akcji. Fajnie to brzmi. Miałam dobre
argumenty w rękach. Najpierw zapytałam matki czy mogę poczęstować dziewczynkę
kruchymi ciasteczkami ,,Dr Gerard”. Powiedziałam jej , że są one bardzo zdrowe.
Miałam Zwierzaki Maślane, inne zjadłam w pociągu. Zaczęłam wyciągać pojedynczo
i pokazywać małej. Dziewczynka przestała płakać i z zaciekawieniem patrzyła na
zwierzaki. Brała do rączki i ze smakiem zjadała je. O tym co było dalej napiszę w następnym poście
cdn. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz