… Pospiesznie
weszliśmy do środka, bo zaczął padać deszcz ze śniegiem a zimny wiatr dokuczał,
zacinając tak, że zamarznięte kuleczki wody niemal wbijały się w skórę twarzy.
W środku robiło się ciepło, przytulnie – i tak ogólnie, bardzo miło. Unosiła
się świąteczna atmosfera, bo wystrój, zapachy, miłe dźwięki płynące z
głośników… Wszystko to sprawiało że dodatkowo byliśmy uświadomieni o zbliżających
się świętach. Odpięliśmy duży wózek i przekroczyliśmy wewnętrzne bramki.
Porozglądaliśmy się trochę – jak to zawsze po wejściu do hipermarketu, po czym
zaczęliśmy zastanawiać się, od której strony mamy zacząć, aby jak najsprawniej
dokonać zakupów, nie pomijając niczego. Trzeba zrobić to tak, aby zakupy były
skuteczne – to znaczy, żeby kupić to co trzeba a nie jak to zazwyczaj w takich
sklepach się robi, tracąc kontrolę pakuje się do wózka co się widzi. A później
okazuje się że nie kupiło się prawie nic z tego co mieliśmy zamiar, tylko same
zbędne rzeczy. W konsekwencji okazało się, że i tak z naszych zakupowych
zamiarów wyszły przysłowiowe „nici”, z banalnego powodu. Po prostu, nie
zabraliśmy ze sobą, tak ciężko opracowywanej listy zakupów. Zastanawialiśmy się
oboje z Gabrysią, jak to mogło się stać… Doszliśmy zgodnie oboje do wniosku, że
to przez tą fatalną pogodę, bo widzieliśmy nadciągające czarne chmury i w
pośpiechu, zostawiliśmy na stole nasze zapiski. Lecz skoro już przyszliśmy tam,
to nie mogłem odmówić sobie dokonania zakupów, moich ulubionych ciastek – Dr Gerard!
Gabrysia również zrobiła sobie zapas dla siebie. Kupiliśmy sobie - Mafijne
Choco, czekoladki Pasja a dodatkowo jeszcze Pryncytorcik. Przy kasach na
szczęście było pusto, tak że w dwie minuty wyszliśmy na zewnątrz. A na zakupy,
trzeba było wybrać się ponownie – ale to już nie tego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz