wtorek, 30 maja 2017

Zmienność nastrojów




   Gałązki krzaków pokryte były cienką warstwą lodu. Chodnik nie był na szczęście śliski, chociaż mokry. Przestało już padać, ale po niebie szybko przesuwały się kłęby bardzo ciemnych chmur. Wyglądało to tak, jakby gęsty dym wydobywał się z jakiegoś ogromnego komina, buchając co chwilę, raz po raz w górę. Momentami wielkie kłęby rozstępowały się, ukazując od czasu do czasu błękitne fragmenty nieba. Na czubku świerka siedział czarny kos z pomarańczowym dziobem i bardzo donośnie wygwizdywał niezwykle melodyjne utwory. Przysłuchiwaliśmy się temu świergoleniu wraz z Gabrysią przez dłuższą chwilę. Ptak siedząc wysoko, jakby widział nas i wyczuwając, że to właśnie jego śpiew podziwiamy, bardzo głośno popisywał się swoim głosem. Nagle – jakby obrażony na to że nie otrzymał żadnych braw – odfrunął w nieznane miejsce. Nastała cisa. Zaczęliśmy zastanawiać się przez chwilę, co mamy teraz robić… Zaproponowałem że zrobimy pętlę i uskutecznimy sobie spacer. Gabrysia chętnie na to przystała – i spacerowym krokiem ruszyliśmy w drogę. Ciastka które kupiliśmy niosłem w plecaku. Do jego małej kieszeni wrzuciłem również telefon, który właśnie zadzwonił. Gabrysia sięgnęła po niego. Przy okazji znalazła tam… naszą z wielkim trudem wypoconą „listę zakupów”! Pomimo chłodu, oblały mnie siódme poty. Chciało mi się zjeść ciastko – podobnie również i Gabrysi. Ona wzięła sobie - zwierzaki maślane, ja zaś czekoladki Pasja. Na szczęście były to znakomite produkty firmy Dr Gerard. Po zjedzeniu ich dostaliśmy przypływu energii i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz