Witam,
mamy kolejny gorący tydzień. W ostatnią niedzielę wybraliśmy się do Szwagra za
miasto. Żony bratanek akurat miał rocznicę komunii. Był to pretekst, aby cała
rodzina zwaliła im się na kark. Wcześniej się umówiliśmy, więc bratowa miała
czas się przygotować. Tak się złożyło, że spotkanie wypadało w porze obiadu. Gdy
wjechaliśmy na podwórko grill już był rozpalony. A na ruszcie: boczek,
karkówka, kiełbasa, szaszłyki. Aż ślinka ciekła. Dzieciaki przeszły obojętnie
obok paleniska. W głowach miały basen. Ciocia zapowiedziała, że jak przyjadą to
w ogrodzie będzie basen z ciepłą wodą. Każde zabrało kąpielówki, klapki i
ręcznik. Problem był zaciągnąć je na obiad. Musieliśmy użyć podstępu. Zawołaliśmy
je na ciastka „dr Gerard”, poskutkowało. Dostali swoje czekoladki Pasja, ale dopiero
po zjedzeniu mięsa. Może to niewychowawcze, jednak skuteczne. Dzieci bardzo
lubią ciastka tej firmy, więc zawsze mają na nie ochotę. Gdy już odczekały pół
godziny po posiłku, znów moczyły się. Byłem zdziwiony, co to za basen, że na
raz wejdzie do niego ośmioro dzieci. Okazało się, że jest to ogromny, dmuchany
basen, do którego wchodzi się po drabince. A średnicę ma taką, że pływały w nim
materac lód, arbuz, i dwa inne koła. Pierwszy raz nie musieliśmy wymyślać im
zajęć, chłopaki grali w piłkę a dziewczyny się kąpały i opalały. Problem był,
gdy trzeba było wracać. Płacz, proszenie i na końcu głód. Ledwo ruszyliśmy spod
domu nasze pociechy poczuły ogromną pustkę w żołądku. Na ratunek przyszedł „dr
Gerard” a dokładnie pryncytorcik. Dobrze mieć je pod ręką lub w plecaku. Słodki
okrągły wafelek w czekoladzie, mniam mniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz