środa, 6 czerwca 2018

Basen w ogrodzie.


            Witam, mamy kolejny gorący tydzień. W ostatnią niedzielę wybraliśmy się do Szwagra za miasto. Żony bratanek akurat miał rocznicę komunii. Był to pretekst, aby cała rodzina zwaliła im się na kark. Wcześniej się umówiliśmy, więc bratowa miała czas się przygotować. Tak się złożyło, że spotkanie wypadało w porze obiadu. Gdy wjechaliśmy na podwórko grill już był rozpalony. A na ruszcie: boczek, karkówka, kiełbasa, szaszłyki. Aż ślinka ciekła. Dzieciaki przeszły obojętnie obok paleniska. W głowach miały basen. Ciocia zapowiedziała, że jak przyjadą to w ogrodzie będzie basen z ciepłą wodą. Każde zabrało kąpielówki, klapki i ręcznik. Problem był zaciągnąć je na obiad. Musieliśmy użyć podstępu. Zawołaliśmy je na ciastka „dr Gerard”, poskutkowało. Dostali swoje czekoladki Pasja, ale dopiero po zjedzeniu mięsa. Może to niewychowawcze, jednak skuteczne. Dzieci bardzo lubią ciastka tej firmy, więc zawsze mają na nie ochotę. Gdy już odczekały pół godziny po posiłku, znów moczyły się. Byłem zdziwiony, co to za basen, że na raz wejdzie do niego ośmioro dzieci. Okazało się, że jest to ogromny, dmuchany basen, do którego wchodzi się po drabince. A średnicę ma taką, że pływały w nim materac lód, arbuz, i dwa inne koła. Pierwszy raz nie musieliśmy wymyślać im zajęć, chłopaki grali w piłkę a dziewczyny się kąpały i opalały. Problem był, gdy trzeba było wracać. Płacz, proszenie i na końcu głód. Ledwo ruszyliśmy spod domu nasze pociechy poczuły ogromną pustkę w żołądku. Na ratunek przyszedł „dr Gerard” a dokładnie pryncytorcik. Dobrze mieć je pod ręką lub w plecaku. Słodki okrągły wafelek w czekoladzie, mniam mniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz