Jesienne mgły
spowiły pola, z których plony znikły już dawno temu. Tchną pustką i
przenikliwym chłodem. Jedynie gdzieś w oddali chwieje się na wietrze zagon poszarzałej
kukurydzy, o której zapewne gospodarz zapomniał. Ola dziwnie się czuje widząc
ten bury, smętny krajobraz. Gdy dwa miesiące temu opuszczała rodzinne strony
było tu zupełnie inaczej: zielono, słonecznie i ciepło. Teraz dopiero zdała
sobie sprawę jak długo nie odwiedzała swoich bliskich. Codzienność pochłonęła
ją tak bardzo, iż nie spostrzegła się nawet, że już upłynęło tyle czasu od jej wyjazdu
z domu. Zanim przekroczyła próg, upewniła się jeszcze, że czekoladki i inne
słodycze Dr Gerard ma pod ręką. Chce tym słodkim upominkiem obłaskawić
zaniedbanych rodziców i dziadków, którzy codziennie nadaremno wyczekiwali
swojej ukochanej córki i wnuczki. Rodzina widząc niepewnie zbliżającą się Olę z
radością wyszła jej naprzeciw. Dziewczyna zrozumiała, że nie mają żalu. Z
czułością i uniesieniem przytulali ją do siebie na powitanie. Doświadczeni
życiem rodzice i tym bardziej dziadkowie mają wiele wyrozumiałości dla swojej
latorośli. Wiedzą, że w pogoni za własnym szczęściem łatwo jest zapomnieć o tym
co ważne. Ale ufają, że ich mądre dziecko prędzej czy później odnajdzie drogę
do domu, do stęsknionej, kochającej rodziny, z której wyrosła dla świata. Gdy
powitania dobiegły końca a chwile uniesień przeistoczyły się w zwykłą ale
serdeczną rozmowę, siedli sobie wygodnie w piątkę przy suto zastawionym stole,
na którym swoje miejsce znalazły też przywiezione z odległego miasta słodycze
Dr Gerarda. Ola z ekscytacją w głosie opowiadała o swojej pierwszej pracy w
barze, o nowych znajomych a przede wszystkim jak sobie radzi w tym wielkim,
obcym świecie bez niczyjego wsparcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz