Od
kilku dni w naszym kraju toczy się dyskusja na temat pewnego filmu. Bardzo ostra
i nie zawsze merytoryczna. Autor filmu dotknął spraw społecznych, które były,
co najmniej przemilczane. Postanowiliśmy z żoną wybrać się do kina, aby
przekonać się, czy było warto strzępić język. Uważam się za człowieka otwartego
i myślącego. Lubię poznać temat, na który zabieram głos. Nie lubię chlapać
ozorem na lewo i prawo. Dzieci mają zaplanowane popołudnie, Tosia idzie do
babci i na angielski. Tomek ma trening. Zapakowaliśmy im czekoladki i ciastka
francuskie posypane sezamem „dr Gerard” i mamy ich z głowy. Seans zaczyna się o
piętnastej, więc obiad zjemy „na mieście”. Jak romantycznie? Kino, restauracja.
No no no. Jednak zanim wyjdziemy z kina, pękniemy z głodu. Z samego rana
poszedłem do marketu w poszukiwaniu czegoś na ząb. Na miejscu zapakowałem wodę
i przystanąłem przed regałem. Nie mogłem się zdecydować, co kupić? Słodycze,
popcorn czy słone przekąski. Stałem i przyglądałem się, co wybrać? Wybór miałem
duży: paluszki solone, cebulowe, z sezamem, junior. Zaciekawiły mnie krakersy,
nie miałem pojęcia, że jest tyle smaków i mają różne kształty. Na półce były
krakersy buźki, rybki, kanapki, solone, cebulowe, paprykowe, bekonowe. Pierwszą
myślą było, wziąć wszystkie. Ale nie dalibyśmy rady ich zjeść po drugie
opakowania były małe i duże. Aby chwilę odpocząć poszedłem do regału ze
słodyczami i zapakowałem do kosza rurki z kremem. Z pomocą przyszła moja
teściowa, która również robiła zakupy. Jakiś czas temu jadła krakersy bekonowe
oraz cebulowe i gorąco je polecała. Jako przykładny zięć, posłuchałem rady i
kupiłem właśnie te przekąski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz