Już
po świętach, lodówka pęka w szwach, a ja nie mam, co jeść. Zjadłbym sobie
chleba z pasztetową a żona proponuje szynki, białą, zrazy albo schaby. Dwa ostatnie
dni upłynęły nam pod znakiem spotkań rodzinnych. Przy bogato zastawionych
stołach. U bratanka na urodzinach była „Kremisiowa chatka” ze strony „dr Gerard”,
pyszny deser. https://drgerard.eu/kremisiowa-chatka/.
U mojej Mamy na talerzyku były ciastka Filusie czekoladowe, a dla dzieci słone
przekąski. Teściowa zaprosiła nas na obiad i kawę, czekał na nas kolejny stół i
jedzenie. Mazurki, serniki, rolady. Ile można jeść? Wypiłem filiżankę herbaty i
ruszaliśmy na urodziny bratanka. Mieszkają na wsi, więc dzieci spędziły cały
czas na dworze. My kręciliśmy się trochę w domu, trochę na ogródku. Nikt nie
miał siły siedzieć i jeść. Każdy szukał spokoju i świeżego powietrza. Skończyło
się na tym, że chłopcy ci mali i ci duzi poszli na ryby. Kobitki wyniosły
krzesełka i łapały wiosenne słoneczko. Siedziały z szklaneczkami w rękach i ze
słodyczami „dr Gerard” na stoliczku. W tak miłej atmosferze mijały godziny, od czasu
do czasu dzieci nas wołały a bratowa donosiła kolejne talerze z przysmakami.
Ryby tego dnia nie brały. Szwagrowie trwali na stanowiskach a chłopaki grali w
piłkę. A ja, jako łasuch krążyłem między pomostem a ogródkiem. Zależy czy
miałem ochotę się napić czy coś zjeść. Pod wieczór, gdy zaczęło wiać, Julia
zawołała wszystkich do domu. Tam już czekała kolacja przygotowana na grillu oraz
skrzynka złocistego trunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz