Wszystko co dobre –
szybko się kończy… Dwa dni świąt upłynęło niezwykle szybko, choć również i
miło. Pozostało po nich tylko wiele wspomnień. Było ogólnie wesoło – choć nie
obyło się również bez złośliwych uwag, docinek i fochów – jak to zwykle na
rodzinnych spotkaniach bywa… Spożyliśmy też sporo różnego rodzaju smakowitych
potraw, deserów, ciast a także innych najrozmaitszych słodyczy. Największym
zainteresowaniem w śród ciastek, i przegryzek, cieszyły się produkty firmy Dr
Gerard. Ale nie wywołało to jakiegoś ogólnego zdziwienia, gdyż w naszej
rodzinie takie produkty jak:
- ciastka Filusie czekoladowe
- ciastka Listki z cukrem i polewą
- Artur Krakersy solone
- draże
Wszystkie są nam dobrze znane, tak na co dzień, jak i od
święta. Początkowo tylko babcia Jadzia kręciła nosem, że na Wielkanoc to ona zawsze
miała mazurki, serniki i makowce… Ale kiedy – rzekomo nieświadomie w czasie
dyskusji – sięgnęła raz po jedno z ciasteczek, to głośno stwierdziła, że
jeszcze takich dobrych kupionych smakołyków nie jadła… i później wcinała je,
jedno za drugim. Nikt babci Jadzi nie uwierzył, jak powiedziała że po to
pierwsze ciastko sięgnęła nieświadomie. A najmłodsza ze wszystkich z nas
Karolinka wysepleniła nawet takie oto spostrzeżenie:
- Babciu… jeśli mówisz
że wzięłaś ciasteczko nieświadomie, to dlaczego co chwilkę spoglądałaś na nie a
później przełykałaś ślinkę?
Babcia najpierw zrobiła głupią minę numer 155, później
zawstydzona i zmieszana nieco odpowiedziała Karolince:
- Bo sprawdzałam
wzrokiem jak szybko znikają te produkty… A ślinkę przełykałam, bo zaschło mi w
gardle…
Wszyscy mieliśmy z tego zajścia wielki ubaw - a podobnych śmiechu
wartych wydarzeń mieliśmy w te święta jeszcze sporo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz