wtorek, 23 kwietnia 2019

Spac er po obiedzie.


    Pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych w tym roku był bardzo ciepły.
 Po obiedzie, na którym gościliśmy dzieci  z wnukami postanowiliśmy wybrać się na spacer do pobliskiego parku.   Wiadomo, że święta wiążą się z wielkim żarciem, by trochę spalić nabytych kalorii to dobrze jest po takim jedzeniu pospacerować.
Kiedy wszyscy wyszli, ja sobie pomyślałem, że na świeżym powietrzu zapewne dzieciaki upomną się o jedzenie, więc  do reklamówki zapakowałem słodycze Dr Gerarda pierniki, ciastka Filusie czekoladowe oraz ciastka Listki z cukrem i polewą, które akurat miałem  na zapasie na wszelki wypadek.
  Kiedyś zdarzyło się, że nie miałem żadnych słodyczy, to skończyło się tak, że musiałem szybko lecieć do sklepu, bu wnuczkowi zachciało się ciasteczek, a w domu było pusto. Teraz zawsze mam mały zapas słodyczy Dr Gerarda, by nie powtórzyła się ta wpadka dziadka.
  Po półgodzinnej jeździe zaparkowaliśmy na obrzeżach parku.
  Ruszyliśmy parkową alejką ku Jaskini, do której trzeba było pokonać dość znaczne wzniesienie. Na początku na czele szli obaj wnukowie, ale po godzinnej wspinaczce lekko się zmęczyli i już tak do przodu nie targali.
Gdy dotarliśmy na miejsce obaj  przypomnieli sobie, że zgłodnieli i coś by zjedli.  W domu mamy jedzenie, a teraz  tu niema co jeść i musicie dotrwać, - stwierdziła córka.
  W ich oczach pojawiły się łzy i już nie brakowało wiele by się rozpłakali.
  Nagle Karolek zauważył u mnie reklamówkę i podleciał do mnie z pytaniem co tam mam.
  To nagroda dla was za zdobycie tego wzgórza, więc masz i podziel się z Marcinem.
Jakaż była ich radość, że w środku były ciastka.
 Karol  wybrał ciastka Listki z cukrem i polewą, a Marcin ciastka Filusie czekoladowe.  Dla nas dorosłych zostawili pierniki, które szybko zniknęły z paczki.
  Droga powrotna szybko nam minęła, bo z górki lżej się szło.
 Po powrocie nagle wszyscy zgłodnieli i  nie mogliśmy się doczekać kiedy znów na stole zjawi się jakieś jedzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz