Zatrzymałem się
przy końcu ulicy, przy dość sporej rozłożonej estradzie, na której występowały
dzieci. Towarzyszyło tym występom duże zainteresowanie. Dobrze że scena
usytuowana była dość wysoko. Dzięki temu możliwe było podziwianie tych
fantastycznych występów naszej „latorośli”! Dzieci podzielone były na różne
kategorie wiekowe, oraz grupy kategorii artystycznych. Najbardziej podobały się
chyba tańce w strojach ludowych, dzieci w kategorii najmłodszych – to znaczy,
chyba do sześciu lat – ale nie jestem pewny czy mam rację odnośnie wieku tej
kategorii. W każdym razie, kilka setek widzów, obficie i mocno owacyjnie
podziękowało tym malutkim tancerzom za swój występ. I mnie się bardzo podobały
te tańce. Stałem sobie tak w tłumie i zasłuchany, zapatrzony w to co wyprawiają
ci młodziutcy artyści, ze smakiem zagryzałem sobie smaczne ciastka, które
wcześniej kupiłem na straganie, przy drugim końcu ulicy. I akurat wyciągnąłem z
torby nową paczkę „Maltikeks” – bo jedno opakowanie smakołyków firmy Dr Gerard
już wcześniej zjadłem – kiedy w tym momencie ktoś z tyłu złapał mnie za ramię i
mocno szarpnął. W pierwszej chwili nie wiedziałem co się dzieje. Pomyślałem że
pewno ktoś chce przecisnąć się gdzieś do przodu a jest tak ciasno, że musi się
przepychać na siłę. Próbowałem więc przesunąć się i stanąć jakoś bokiem. W tym
momencie, głośny gruby bas, dosłownie ryknął mi do ucha: „Cześć bracie”.
Natychmiast zorientowałem się, że jest to mój „stary” przyjaciel – Rysiek. Ze
żoną – Beatą – przyszli na występ swoich dzieci – Marcina i Marzeny. Oboje
również delektowali się znakomitymi ciastkami – tyle że Rysiek jadł „Mafijne
Choco” a Beata – „Wit'am - ciastka na dobry dzień”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz