środa, 25 kwietnia 2018

„Najazd motocykli na Kruszwicę”

Miniona niedziela nie zapowiadała się jakoś szczególnie, przynajmniej nic nam nie było wiadomo na ten jednośladowy temat. Od wczesnego ranka roznosił się pod oknami warkot motocyklowych silników. Przez prawie połowę dnia ryk motocykli za oknem nie dawał nam spokoju, więc postanowiliśmy zrobić rozpoznanie. Wyszykowaliśmy się i założyliśmy, że zrobimy dłuższy spacer, zapakowaliśmy więc do plecaka skromne zapasy Słodyczy Dr Gerarda, aby po drodze przegryźć co nie co oraz dużą butelkę wody i ruszyliśmy w stronę rynku próbując wyczuć skąd i dokąd stalowe rumaki się udają. Wszystko wskazywało na stadion przy hotelu, a im bliżej niego byliśmy, tym bardziej rozchodziły się ryki silników z miejsca zlotu. Przy wjeździe na stadion powitało nas zamieszanie i harmider, jedni wjeżdżają, drudzy wyjeżdżają, czyli ogólne zamieszanie. Stalowych rumaków było bardzo dużo a oglądających, podziwiających i udających, że są zainteresowani motocyklami - całe mnóstwo. Prawdziwy raj dla pasjonatów. Mogli podziwiać, pytać, a nawet zasiąść za kierownicą Harleyów i innych maszyn. Ola, znudzona podziwianiem jednośladów, sięgnęła do plecaka po ciastka Mafijne Cytrynowe (Lemon) Dr Gerarda, aby zaspokoić niedosyt wynikający z charakteru imprezy. Usiedliśmy na ławeczce rozpościerającej widok na szerokie spektrum stojących maszyn i oblegających gapiów, ale również pasjonatów bajerancko odszykowanych motocykli. Niesamowity gwar przeplatający się z rykiem silników prezentujących się maszyn, niepowtarzalny charakter imprezy, zapach unoszących się spalin mieszających się z dymem grillowanych kiełbas, szaszłyków i tak dalej. Na koniec zrobiliśmy rundkę po całym stadionie lawirując między stojącymi motocyklami, jakby miało to równać się z oddaniem Hołdu Stalowym Rumakom, i wyruszyliśmy w stronę kościoła na mszę o osiemnastej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz