czwartek, 28 lutego 2019
Urodziny babci
W ostatni dzień Lutego czyli 28, obchodzimy bardzo ważne wydarzenie w mojej rodzinie. Są to urodziny mojej ukochanej babci, która w tym roku obchodzi 87 urodziny. Jest to piękna okazja do tego żeby spotkać się w gronie rodzinnym i spędzić miło czas. Z tej okazji postanowiłam upiec jej pyszne ciasto, a na spód użyłam Ciastek Mafijnych Dr Gerarda.
Ciasto było warstwowe, o dwóch smakach, śmietankowym i czekoladowym. Do dekoracji użyłam draży również Dr Gerarda. Ciasto wyglądało i smakowało wspaniale. Nie tylko mnie się podobało, również jubilatce przypadło do serduszka. Babcia była mile zaskoczona i nie kryła łez. Ciasto bardzo jej smakowało, jednak najbardziej zachwalała to, że zamieniłam zwyczajny, tradycyjny spód na pyszne kruche ciasteczka.
Bardzo polecam ten sposób ponieważ ciasteczka zachowują swoja kruchą konsystencję, nie pękają oraz nie robią się miękkie i wodniste.
Bal karnawałowy
Kiedy nadszedł dzień balu
karnawałowego nie musiałam martwić się już o nic. Mój idealna sukienka wisiała
na wieszaku czekając aż ją ubiorę a obok pięknie spoczywał równie gotowy garnitur
męża. Dzień wcześniej poszłam do córki, która jest kosmetyczką, aby zrobiła mi
piękne paznokcie kolorem pasujące do sukienki. A dziś koło południa udałam się
do fryzjera. Wszystko musiło być idealne i dopięte na ostatni guzik. Dawno nie
byłam na takim balu i czułam, że jest to absolutnie wyjątkowy dzień w moim
życiu, sama nie wiem dlaczego. Kiedy już nadszedł moment ubrania sukienki,
dołączenia biżuterii i butów, stanęłam obok gotowego męża przed lustrem i
poczułam się jakbym znowu miała dwadzieścia lat. Wyglądaliśmy obłędnie,
elegancko i gustownie gotowi do zabawy karnawałowej. Zbliżając się do restauracji już słyszałam
muzykę od razu zachciało mi się tańczyć, nawet nie miałam ochoty czekać aż
parkiet się zapełni, bawiliśmy się z mężem jak za dawnych lat wirując w
tanecznych obrotach, a zespół grał tak pięknie, że aż żal było opuszczać jakąkolwiek
piosenkę schodząc z parkietu na posiłek. Nawet tu w tak eleganckiej restauracji
na stole jako słodki poczęstunek znajdowały się słodycze dr. Gerarda, które
zresztą wszystkim smakowały, bo ginęły w
mgnieniu oka. Tańczyliśmy i świetnie się
bawiliśmy do białego rana, dawno się tak nie natańczyłam. Zabawa była świetna,
ludzie przemili a jedzenie przepyszne, zwłaszcza moje ulubione słodycze dr. Gerarda.
Wędrówka po sklepach
Kilka dni po powrocie z gór do
domu uświadomiłam sobie, że za równe dwa tygodnie idziemy z mężem na bal
karnawałowy a ja nie ma w co się ubrać. Chyba każda kobieta boryka się z tym
problemem na co dzień. Pełna szafa ubrań ale nic się nie naddaje. Pora wybrać
się na zakupy do jakiejś dużej galerii, żeby było w czym wybierać i aby nie
musieć jeździć kilka razy do sklepów. Namówiłam męża aby pojechał ze mną, w
końcu to on musi ocenić w czym ładnie wyglądam a w czym nie, przecież to jemy
przede wszystkim muszę się podobać. Udaliśmy się do największej galerii w
mieście. Sukienek było od wyboru do koloru, a nawet nie odwiedziłam jeszcze
połowy sklepów, do których miałam w planach zajrzeć. Moje nogi powoli zaczynały
odmawiać mi posłuszeństwa buntując się bólem. Wtedy pomyślałam, że jeszcze
jeden sklep i robimy jakąś przerwę na kawkę. Na szczęście akurat w tym sklepie
trafiłam idealną sukienkę, krzyczała do mnie już od samego wejścia do sklepu a
ja błagałam w duchu aby był mój rozmiar i stało się. Szybko pobiegłam do
przymierzalni, ubrałam ją na siebie i była zjawiskowa, w tym momencie nawet nie
liczyłaby się opinia męża, nawet jeśli by marudził i tak bym ją wzięła, po
prostu się zakochałam. Przynajmniej mogłam odetchnąć z ulgą, bo sukienka już
była. Teraz faktycznie mogłam pozwolić sobie na relaksującą kawkę z ciastkami
Ghostres o smaku serowym dr. Gerarda. Smacznego!
Pożegnania nadszedł czas
W poprzednich postach pisałam o
tym, że wyjechaliśmy z mężem w góry podczas styczniowych ferii zimowych.
Pierwszy dzień poświęciliśmy na zwiedzanie okolicy, jednak drugiego już udało
nam się pojeździć na naszym ukochanym snowboardzie. Trzeciego dnia odwiedziliśmy
Krupówki, gdzie udało nam się zrobić typowo góralskie zakupy. Dla nas wybrałam
grube wełniane rękawiczki a dla córek i ich mężów grube wełniane skarpetki.
Czwarty dzień był długo przeze mnie wyczekiwany, ponieważ byliśmy w aquaparku, który
z resztą bardzo polubiłam. Piątego dnia postanowiliśmy ponownie wybrać się na
deskę, co niestety zakończyło się upadkiem męża. Po wizycie szóstego dnia w
szpitalu i pozytywnej diagnozie z ulgą odetchnęliśmy. Siódmy dzień pokazał nam
jak potężna jest matka natura. Przez zbyt ośnieżony szlak, zrezygnowaliśmy z
wyprawy na Kasprowy wierch. Ósmy dzień to dzień powrotu do domu. Wstaliśmy na
śniadanie a po śniadaniu zaczęło to co najmniej lubię, czyli pakowanie walizek.
Nigdy nie wiem czy wszystko wzięłam i ciągle chodzę i sprawdzam zawartość szaf
i walizek. Mąż w tym czasie przygotowywał auto do drogi, pakował już
przygotowane walizki, deski snowboardowe, buty, kombinezony i tak dalej. Kiedy byliśmy już gotowi do
drogi, ładnie pożegnaliśmy się z właścicielami hotelu, którzy byli dla nas
bardzo mili i ruszyliśmy w drogę. Po drodze przegryzaliśmy co jakiś czas słodycze
dr. Gerarda, które towarzyszyły nam cały wyjazd w góry, każdego dnia przy
każdej kawie i w każdej sytuacji umilając nam chwile swoją słodkością.
Subskrybuj:
Posty (Atom)