czwartek, 28 lutego 2019

Pobyt w górach


Jak już pisałam we wcześniejszym poście wyjechaliśmy z mężem w góry na urlop, w okolice Zakopanego. Pierwszy dzień upłynął nam na zwiedzaniu okolicy. Drugiego dnia chcieliśmy bardziej się rozerwać na okolicznych stokach. Ja i mój mą uwielbiamy jazdę na snowboardzie. Specjalnie tuż przed wyjazdem zakupiliśmy deski snowboardowe aby nie tracić pieniędzy ani czasu na wypożyczanie sprzętu z wypożyczalni znajdujących się w okolicach stoków narciarskich. Nie zachęcały nas do tego też długie kolejki i niejednokrotnie zużyty już sprzęt, którym ciężko się steruje. Tak więc kolejnego dnia wstaliśmy dość wcześnie aby śniadanie zjeść o godzinie siódmej rano i móc już o godzinie dziewiątej z całym oprzyrządowaniem, ubrani w kombinezony i buty snowboardowe ruszać w kierunku stoku. Plusem małych miejscowości jest to, że wszystko znajduje się blisko. Dzieki temu droga na stok zajęła nam zaledwie siedem minut, choć z takim obciążeniem i w śniegu po kolana uważam, że to i tak bardzo szybko. Na początek wykupiliśmy sobie po trzy zjazdy aby móc poznać dobrze stok, z którego mieliśmy zjeżdżać na snowboardzie. Jazda na szczyt orczykiem ciągnęła się w nieskończoność. Byłam taka spragniona sportów zimowych, że nie mogłam się już doczekać. W końcu udało się, wjechaliśmy, teraz tylko wpiąć deskę w drugą nogę i mogę ruszać. Trochę obawiałam się, że po roku przerwy będę miała problem, żeby bez kłopotów zjechać na sam dół. Jednak byłam mile zaskoczona, gdyż udało mi się bez żadnej spektakularnej wywrotki dotrzeć do podnóża stoku. Po dokupieniu zjazdów i wykonaniu ich kilkunastu stwierdziliśmy, że potrzebujemy regeneracji. Zeszliśmy do baru znajdującego się tuż obok stoku i tam zakupiliśmy gorącą herbatkę, nagle mąż ku mojemu zaskoczeniu z kieszeni kurtki wyjął pryncypałki-wafelki w czekoladzie dr. Gerarda, miał ich kilka sztuk zawiniętych w worki śniadaniowym aby osłodzić nam czas spędzony na stoku. Tego dnia pozjeżdżaliśmy jeszcze kilka razy, później wymęczeni wróciliśmy już do hotelu i do wieczora już nie wychodziliśmy. Ciąg dalszy w kolejnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz