Coś dla ciała i dla ducha.
Ostatni wspólny
wypad do filharmonii. Zakończyłyśmy sezon muzycznej jesieni. W
sobotnie po południem z dziewczynami pojechałyśmy na koncert
„Cztery pory roku i z Buenos Aires do Wenecji!” W programie
oczywiście Vivaldi - cztery pory roku oraz cztery pory roku
Piazolla. Był to niesamowity koncert. Opisy budzącej się wiosną
przyrody, naśladowanie ćwierkających ptaków lub polowanie
jesienna a także zimowe nostalgie. Takie aranżacje muzyczne
przenosiły nas w różne pory roku. W taki sposób oboje
kompozytorzy przedstawili upływający czas w naturze. Piazzolli
ukazał muzykę w formie tanga rodzącego się na tłocznych ulicach
wilgotnym klimacie Buenos Aires. Jak zwykle bywa namiętne
argentyńskie tango i tym razem kompozytor przekazał poprzez barwne
pełne wyszukanych brzmień tango nie do tańca ale do słuchania.
Mieliśmy wieczór pełen muzycznych doznań.
Warto jeździć
na takie koncerty możemy się odstresować i przenieść choć na te
dwie godziny w inny świat. To
było dla ducha. A po koncercie
zaplanowałyśmy wspólną kawę. Jak
to dziewczyny musiałyśmy omówić zaległości z ostatnich trzech
miesięcy. A najlepiej to zrobić przy naszych ulubionych słodyczach
Dr Gerarda.
Tym razem nie były to
Pryncypałki lecz ciastka Listki
z cukrem i polewą dla
odmiany. Sobotę
spędziłyśmy w miłym towarzystwie nie
tylko dziewczyn ale także orkiestry symfonicznej.
Do następnego spotkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz