Siedzieliśmy sobie
tak przy tych smacznych ciastkach Dr. Gerarda, w coraz to lepszych nastrojach.
Zadzwonił telefon… To był Benek – „stary” kumpel – jeszcze z czasów szkolnych. Tylko
z nim utrzymuję ciągły kontakt z tamtych czasów. Benek zadzwonił, aby przekonać
się czy jesteśmy w domu. Dość często tak się zdarza. Jak jesteśmy, to nas
odwiedza. Ale nie tylko on tak postępuje w stosunku do nas… My z Gabrysią
odwzajemniamy się w identyczny sposób. To jest taka symbioza między nami. Za
niespełna pięć minut zadzwonił dzwonek do drzwi. Jeszcze nie zdążyła zagotować
się woda na herbatę, którą nastawiła Gabrysia. W progu pojawił się łysy i lekko
zarośnięty facet w okularach, trzymający w ręce na wysokości klatki piersiowej
dość sporą torbę. Miałem trzasnąć drzwiami przed nosem nieznanego mi gościa,
ale ten szybko śmiałym krokiem wszedł do mieszkania, równocześnie strzeżąc zęby
i zadając dziwne pytanie – „a co jestem taki zaskoczony……” Wkurzył mnie Benek
takim zachowaniem, bo poznałem go dopiero po głosie. Nigdy wcześniej tak nie
wyglądał – zawsze miał czarną kędzierzawą czuprynę, twarz starannie ogoloną i
tylko jego wąsy były wyraźnie widoczne. Odpowiedziałem, że ma dużo szczęścia,
bo mogłem mu spłaszczyć nos. A teraz zamiast głupiego uśmiechu, miałby twarz
przypominającą świąteczną pisankę… Zaraz po przywitaniu szybko zmieniliśmy
temat i uszczypliwości odeszły w zapomnienie. Benek wszedł do pokoju i położył
torbę na stole – mówiąc: „Przegryziemy coś do herbaty… To są różne ciastka
firmy Dr. Gerard. Kruche herbatniki, Mafijne Choco, czekoladki Pasja…” Skoro
przyniósł, to może i dobrze zrobił… Przy herbacie i dobrych ciastkach, to i
pogadać można – zwłaszcza jeśli jest o czym. A dobrzy kumple – zawsze mają o
czym pogadać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz