Miła pani doradzała
mi, abym kupił sobie jeszcze jakieś inne ciastka. Nie byłem jednak do tego
zachęcania całkiem przekonany. Nie żebym miał coś przeciw tym ciastkom, ale
pomyślałem sobie że te już mi wystarczą. Pani przekonywała mnie, że przecież
nie muszę zaraz zjeść wszystkich – a jak wrócę do domu, to poczęstuję żonę…
Skłamałem że nie mam żony… Jednak pani uparcie zachęcała do kupna, mówiąc że
jak nie żonę to przyjaciółkę, albo sąsiadkę… Odpowiedziałem że nie mam w co
zabrać tylu tych ciastek. Na to również pani miała natychmiastową odpowiedź, że
gratisowo zapakuje mi w piękną torbę! Po tym argumencie skapitulowałem. Gdyby
to nie były słodycze firmy Dr Gerard, to nie dałbym się namówić. Ale do tych
mam słabość. Stwierdziłem w końcu, że chyba dobrze zrobiłem kupując te
wszystkie ciastka… Jak wrócę do domu, to zaglądnę na stronę internetową Dr
Gerarda – może znajdę jakiś ciekawy przepis na deserotece…, to zrobię jakiś
deser. Chodziłem sobie od stoiska do stoiska i patrzyłem co też tam jest
takiego ciekawego. Od czasu do czasu, przegryzałem smaczne ciasteczka zakupione
przed chwilą. Raz „Mafijne Choco”, to „Maltikeks”, albo „zwierzaki maślane” lub”
Wit'am - ciastka na dobry dzień”… Jak zaobserwowałem, to bardzo wiele osób
również chrupało sobie takie ciastka. Zaciekawiło mnie stoisko z historycznymi
książkami naszego regionu. Nawet kupiłem sobie dwie pozycje, ale natychmiast
wpadło mi w oko to, że pan który sprzedawał książki, miał identyczną torbę jak
ja z ciastkami, do której co jakiś czas sięgał i podjadał sobie smaczne wyroby
firmy Dr Gerard.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz