Witaj
szkoło. Przynajmniej tak było zawsze pierwszego września. Do dziś. Dzieci dzisiaj
smacznie spały zamiast iść na apel i po plan lekcji. Skończył się sierpień i
nawet pogoda się smuci. Od samego rana pada deszcz. Generalnie jest szaro i
ponuro. Uśmiecham się tylko, gdy spoglądam na Zwierzaki maślane na talerzyku. Jak
pomyślę, że to już ostatnie dni bez szkoły, to współczuję dzieciom. Wszyscy „starzy”
marudzą o szykowanie plecaków czy ostrzenie kredek. Moje pociechy mają już
wszystko spakowane, zostały tylko ostanie zakupy. Te, które zależą od
indywidualnych wymagań nauczycieli. Czyli jakie buty i strój na wychowania
fizycznego, czy jakie pędzle i farby? Moja Tosia idzie pierwszy raz do szkoły. Zaczyna
naukę w klasie zerowej. Książki zamówiliśmy już w czerwcu, w czasie wakacji
musieliśmy kupić tylko podręcznik do Religii. Zastanawialiśmy się po co? Skoro dzieciaki
nie potrafią czytać. Na szczęście to wydatek kilkunastu złotych. Ciekawy jestem,
czy będzie mogła nosić do szkoły swoje ulubione słodycze od „dr Gerard”? kupiła
sobie pudełko na śniadanie z Marinette. Teraz chce ją pakować już wieczorem, by
nie zapomnieć drugiego posiłku. Znowu się zacznie wstawanie rano po bułeczki.
Tomek ma łatwiej, książki (większość) dostanie ze szkoły, więc wydatek mamy
mniejszy. Jednak przez wakacje tak urósł, że wszystkie spodnie ma za krótkie. Nie
wspomnę o koszulkach i bluzach. Rękawy nie zakrywają nadgarstków. Jeszcze dzisiaj
idziemy na tak zwane zakupy ubraniowe, kasa z kąta wypłynie strumieniem. Ale co
tu dużo mówić? Wszak każde pokolenie ma ten sam problem. Co rok, te same
zmartwienia. Czy to był osiemnasty, dziewiętnasty czy dwudziesty pierwszy wiek!
Witaj Szkoło!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz