środa, 17 października 2018

Wstadninie koni cz.II

Witam . Jak wspomniałam w poprzednim poście , razem ze znajomymi wyruszyliśmy by zapoznać się z naszą nową stadniną koni. Na taką okazję kupiliśmy słodycze naszej ulubionej firmy czyli ,,Dr Gerard” Markizy i czekoladki. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, najpierw obejrzeliśmy stadninę, potem stajnię i boksy, w których były konie. Oczywiście nie wszystkie, bo część koników była na placach. Po obejrzeniu tych pomieszczeń, poszliśmy na plac. Nabrałam ochoty by pojeździć na koniu. Miałam obawy , bo kilka razy koń mnie zrzucił. Podeszła do nas młoda dziewczyna i zapytała czy ktoś z nas chciałby wziąć udział w próbnej jeździe . Zgodziłam  się od razu. Moi znajomi byli zaskoczeni moją odwagą i szczerze bili mi brawo. Serce miałam blisko gardła. Koń był piękny , cały czarny  z małą łatką na lewych uchu. Wsiadłam sama na niego . Poczułam się lepiej . Dziewczyna trzymała mnie na lonży. Zrobiłam dwa małe kółka, i dziewczyna zdecydowała  ,że mogę pojechać już sama. Byłam zaskoczona i zarazem przerażona. Koń był cudowny. Dawał się kierować. A w kłusie był łagodny, nie szarpał i nie machał głową. Cudownie mi się jeździło. Zrobiłam kilkanaście kółek . Jednak na galop się nie zdecydowałam. Nikt więcej z moich znajomych na jazdę nie miał ochoty. Potem siedzieliśmy i zajadaliśmy się słodyczami ,,Dr Gerard” Byłam z siebie dumna i nie była to moja ostatnia jazda. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz