Maj zakończył się
ciepło. Ostatni jego dzień przypadło akurat w piątek i aura zachęcała w wolny
dzień do aktywnego wypoczynku. Taki dzień można spędzać przyjemnie na wiele
sposobów – nad wodą, w lesie, na rowerze, pieszo, spacerując po zacisznych
miejscach, albo wspinając się po wyżynach lub górach. Albo jeszcze na sto innych
sposobów – zależnie od tego, co komu wpadnie do głowy. Akurat po pracy zajrzał
do mnie Tomek. Często się odwiedzamy, gdyż jesteśmy sąsiadami i nie raz – nie
dwa, nawet po kilka razy dziennie bywamy u siebie. Wtedy było już wiadomo że
czerwiec – po kiepskim maju – rozpocznie się pogodnie ładnie i ciepło. I
zaczęliśmy wspominać wcześniejsze lata – jak to rok temu było, kiedy od
kwietnia zapanowało lato, które trwało aż do listopada… A to dwa lata
wcześniej, jak jeszcze w pierwszej dekadzie maja padał deszcz ze śniegiem…
Osobiście pamiętam ten czas bardzo dobrze, gdyż wybierałem się akurat wtedy do
pewnej miejscowości w kasztanowe aleje i w ostatniej chwili odwołałem ów
wyjazd. I my sobie tak z Tomkiem gadu – gadu… a tymczasem nadeszła Gabrysia. A
jak wracała z pracy, to zajrzała do sklepu aby zrobić jakieś drobne zakupy. A
jak zajrzała do sklepu, to zaglądnęła tam też na słodycze. A jak zaglądnęła na
słodycze to – a jakżeby – podeszła na stoisko z produktami firmy Dr Gerard. A
skoro już tam była, to kupiła to co wszyscy lubimy najbardziej – czyli:
- Pryncypałki
- biszkopty Juppi!
- ciastka wielozbożowe Vit’am
- markizy Mafijne
I wtedy dopiero zaczęła się dyskusja. Ciastka powoli
znikały, czas mijał bezpowrotnie – choć całkiem przyjemnie, dopiero dzwonek do
drzwi postawił nas na równe nogi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz