Z koleżanką Marysią pojechałyśmy na tygodniowe szkolenie szachowe do Szczawnicy. Codziennie mieliśmy po
pięć godzin zajęć. Trzy godziny do południa i dwie godziny po południu. W
wolnych chwilach spacerowaliśmy wzdłuż Dunajca. Często padał deszcz, więc
musieliśmy siedzieć w budynku. Piliśmy ze znajomymi kawę i jedliśmy smaczne
ciasteczka produkcji Dr. Gerarda. Wtedy wyszła propozycja wycieczki spływu Dunajcem.
Jeżeli dopisze pogoda. Wreszcie pod koniec pobytu rozpogodziło się i następnego
dnia chętni popłynęli tratwą. Oczywiście ja wraz z przyjaciółką też się
odważyłam. Bałam się trochę, bo nie umiem pływać. Na szczęście wszyscy mieli
kamizelki ochronne. Płynęliśmy z dwiema flisakami. Jeden miał szczególny dar
ciekawego opowiadania. Chociaż ta wyprawa sporo mnie kosztowała, to nie
żałowałam. Szczęśliwi z udanej wycieczki wróciliśmy do ośrodka. Teraz
postanowiłam przywieź moją rodzinkę do tego pięknego miejsca i dokładniej
zapoznać się z tą okolicą. Na koniec kierownik zorganizował oficjalne zakończenie
szkolenia przy kawie i ciasteczkach. Dr. Gerarda. Następnego dnia do domu
wracaliśmy z przygodami. Wsiedliśmy do busa, który po ujechaniu paru kilometrów
zepsuł się. Czekaliśmy około godziny na następny. To spowodowało, że nie
zdążyliśmy na pociąg. Potem nie zdążyłam
na ostatni autobus do domu. Na szczęście Marysia zabrała mnie na noc do siebie.
Po szybkim prysznicu położyłam się w pokoju gościnnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz