Nareszcie doczekałam się upragnionego urlopu. Pierwszego dnia naszych wakacji zapakowaliśmy walizki do samochodu, z ubraniami odpowiednimi do pogody. Zabraliśmy ze sobą również nieodzowny element wyprawy, a była nim łódka. Spakowaliśmy naszą kotkę w kontener i wyruszyliśmy na północny zachód w kierunku Kołobrzegu. Jednak celem naszej podróży nie było morze a spokojna wieś położona sto kilometrów od Kołobrzegu nad brzegiem urokliwego jeziora. Po dotarciu na miejsce pani właścicielka wskazała nam miejsce, gdzie możemy zwodować łódź a następnie udaliśmy się do naszego wynajętego domku. Tam rozpakowaliśmy bagaże, a nasza kotka w krótkim czasie z ciekawością zaczęła zwiedzać nowe miejsce. Zaglądała w każdy kąt, pod łóżka, za szafy i przez okno. Za oknem widziała inne kotki, także nie czuła się samotnie, ponieważ raz po raz przychodziły ją odwiedzać na parapecie. Po rozpakowaniu bagaży wstawiłam wodę na kawę, aby odpocząć po długiej podróży. Mąż wyjął biszkopty z galaretką dr Gerarda i postawił je na stole tarasowym, ja przygotowałam kawę. Siedzieliśmy na tarasie popijają ckawę i jedząc galaretki a jednocześnie wpatrując się w wodę i drzewa, które były niemalże nieruchome. Wszystko wyglądało jak obraz. Nie mogłam się nadziwić spokojem tego miejsca. Nagle z zamyślenia wyrwał nas siedzący przed nami obcy
kotek, który wyraźnie domagał się zainteresowania. Okazało się, że właściciele ośrodka
są społecznymi opiekunami zwierząt i ratują takie kotki, dając im schronienie i
pożywienie a następnie szukają im domu. Dlatego właśnie po ośrodku spaceruje ok
trzynastu kotów, dumnych a jednocześnie zainteresowanych każdym nowym gościem.
Tak minął nam pierwszy dzień pobytu w Przytoniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz