Dzień wyjazdu niesie ze sobą nutkę żalu. Takie już są pożegnania. Pociecha w tym, że na krótko. Za kilka dni święta listopadowe i ponowne rodzinne spotkania. Z najbliższymi zawsze raźniej odwiedzać tych, którzy odeszli. Zatem Marta wyjeżdża tylko na kilka dni. Jednak szkoda. Poranek taki piękny, słoneczny – pod koniec października to rzadkość. Wieś skąpana w słońcu to piękny obrazek. A tu trzeba spędzić parę godzin w podróży, w pociągu. Marta w pięć minut spakowała swoje rzeczy i wyszła na spacer. Pożegnała podwórkowe zwierzęta, przeszła się brzozowym laskiem, znajdującym się nieopodal domu. Liście tak przyjemnie szeleszczą pod nogami, mienią się kolorami jesieni w bladym słońcu. Z domu dobiega wołanie mamy. Czas wracać. Dziewczyna zabiera swój plecak i torebkę, w pośpiechu żegna rodzinę. Babcia wciska w ostatniej chwili wałówkę. Swojska wędlina, słoiczek jagodowych powideł i słodycze do chrupania w drodze. Dopiero w pociągu Marta zagląda do prowiantu. Odkrywa swoje ulubione wafelki Pryncypałki oraz kruche ciastka w czekoladowej polewie w formie draży. Draże Marta schrupie po powrocie, podzieli się nimi z siostrą Olą. Wafelki Pryncypałki Dr Gerard będą na teraz. Słodycz rozpływa się w ustach niosąc dziewczynie wielką przyjemność. Wcześniejszy żal zastąpiły radość i ukojenie. Przed nią kilka dni w mieście. Miasto to nie tylko powrót do pracy i nauki – to też ulubione miejsca i przyjaciele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz