W zeszłym tygodniu dostaliśmy z
mężem zaproszenie na chrzciny do córki chrześniaczki męża. Pierwsze pytanie
kobiety w takiej sytuacji „w co ja się ubiorę”. Oczywiście po przejrzeniu szafy
doszłam do wniosku, że należałoby sobie kupić jakąś fają nową kreację
specjalnie na tę okazję. Następnego dnia z samego rana wybrałam się do galerii
na zakupy, w poszukiwaniu wymarzonej sukienki pasującej zarówno do pory roku
jak i na chrzciny. Zajrzałam chyba do wszystkich sklepów i szczerze mówiąc
żadna do mnie nie „krzyczała” za bardzo. Dlatego puki jeszcze godzina była młoda,
pojechałam do innej galerii oddalonej od tamtej o niecałe 15 minut drogi autobusem.
Tam weszłam do kilku sklepów aż w końcu znalazłam ją, sukienkę o której
marzyłam. Była piękna i pasująca zarówno do pogody jak i na chrzciny, a dzięki
kwiatowemu wzorowi pięknie wpasowywała się w początki wiosny. Teraz już byłam
gotowa na uroczystość. Kiedy nadeszła niedziela, wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie
i ruszyliśmy do kościoła. Po chrzcinach uroczystość przeniosła się do
restauracji, dopiero tam zauważyłam, że większość pań poszła w kwiatowe wzory,
chyba wszystkie myślały tak samo jak ja. Po powrocie do domu, bardzo wyczerpani cały
dniem wstawiliśmy wodę na kawę. Kiedy wreszcie usiadłam z kubkiem kawy w ręku i
pryncypałkiem dr. Gerarda poczułam jak całe zmęczenie ze mnie schodzi, dopiero
wtedy mogłam powiedzieć, że wypoczywam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz