Staliśmy naprzeciw
siebie. Grażyna blada jak kartka papieru, patrzyła cały czas w sufit. Gdyby nie
ruszała żuchwą, gryząc swoje ulubione draże, to można byłoby pomyśleć że jest kukłą, posągiem,
manekinem… W końcu po chwili przejechała wzrokiem po całej powierzchni sufitu.
Kiedy przekonała się całkiem o tym, że wszystko jak do tej pory jest w jak
najlepszym porządku, nabrała powietrza do płuc, tyle że więcej nawet mililitra
już nie mogła, po czym dokonała głębokiego wydechu – niczym na badaniu spirometrycznym.
Jej policzki nieco zarumieniły się, na czole pojawiła się wilgoć potu a czarne
oczy – przypominające nieco azjatycką urodę – błysnęły odrobiną radości.
Wszystko to trwało może nieco ponad pół minuty – choć wydawać by się mogło, że
ta chwila wynosi więcej jak pół doby. Ponownie wzięła głęboki wdech i znów
głęboko wypuściła powietrze. Zamknęła oczy, przetarła je nadgarstkami,
potrząsnęła głową… Jeszcze raz z niedowierzaniem popatrzyła na sufit…
Uśmiechnęła się lekko. Nie pytałem jej na razie o nic, bo dobrze znam Grażynę. Wiem
zatem doskonale, że dopóki nie przetrawi swoich myśli i póki co nie jest
spokojna, to niczego sensownego od niej się nie dowiem.
Pod oknem leżały
ciastka Dr Gerard. Podszedłem aby sięgnąć po któreś z nich. Nie wiedziałem jednak
na jakie mam się zdecydować:
- ciastka C-MOLL HAZELNUT – czyli Wafel w czekoladzie z
kremem orzechowym i kakaowym
- ciastka BAMBINO – czyli herbatniki z kremem o smaku
śmietankowym i galaretką o smaku wiśniowym
- Pryncypałki – wafelki w czekoladzie
- krakersy CRACKERS GOLDFISH
Spojrzałem w okno i automatycznie sięgnąłem po te ostatnie.
Promienie słońca za oknem oświetlały dokładnie wszystkie te miejsca, gdzie
tylko mogły dotrzeć. Widać było gołym okiem, że jest sucho i podmuchiwał
chłodnawy wiatr, który dość wyraźnie był odczuwany przez uchylone skrzydło
okna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz