Robienie generalnych
porządków, to dla mnie najgorsze zajęcie jakie tylko może istnieć. Już wolę
przez trzy dni pod rząd węgiel przerzucać łopatą, albo działkę ręcznie kopać,
niż sprzątać dogłębnie. Jeszcze jak mam coś powierzchownie sprzątnąć na bieżąco
po sobie – na przykład po przygotowaniu obiadu, albo po przesadzaniu kwiatków,
to pół biedy… Ale jak mam coś sprzątać po kimś, albo jakieś generalne porządki
czynić – przykładowo wiosenne – to na samą myśl, oblewają mnie siódme poty!
Dlatego też, po tym jak okazało się po jakimś czasie, że skutki – może nie
zalania, ale zamoczenia mojej kuchni przez niechcące zaniedbanie Grażyny – były
jednak dość widoczne i nieprzyjemne, to dla wewnętrznego spokoju wolałem zająć
się przez jakiś czas czymś innym - przyjemnym. Dlatego też, kiedy w południe
zrobiło się ciepło i przyjemnie, to przebrałem się w dres i zostawiwszy w
diabły ten cały domowy bałagan, wybrałem się aby odrobinę czasu spędzić typowo
rekreacyjnie. A że Grażyna drżącymi rękami odwzajemniła mi się częściowo za
wyrządzone szkody, oddając mi swoje ulubione – jak również przeze mnie uwielbiane
– słodycze firmy Dr Gerard - ciastka C-MOLL HAZELNUT – czyli Wafel w
czekoladzie z kremem orzechowym i kakaowym, ciastka BAMBINO – czyli herbatniki
z kremem o smaku śmietankowym i galaretką o smaku wiśniowym, Pryncypałki –
wafelki w czekoladzie, krakersy CRACKERS GOLDFISH i draże. Wafla zjadłem ze
smakiem jeszcze przed wyjściem. Draże schowałem do kieszeni – i skierowałem się
w stronę parku. W planie miałem to aby nieco się rozruszać, biegając jeszcze szarymi
miejskimi alejkami. A po drodze, jest sklep z częściami do rowerów – więc przy
okazji zaopatrzę się w niezbędne akcesoria przed sezonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz