Wraz
z pierwszym kwietnia, moja córeczka wróciła do kopania piłki. To nie jest
pierwsza jej przygoda z gałą. Pierwsze kroki piłkarskie stawiała trzy lata
temu. W ubiegłym roku po trzymiesięcznej przerwie spowodowanej operacją,
zakończyła przygodę z boiskiem. Dla mnie skończył się etap, spotkań z rodzicami.
Tęskniłem za chwilami, gdy jedliśmy słodycze „dr Gerard” i dopingowaliśmy swoje
pociechy. Po wakacjach uczestniczyła w zajęciach „akrobatyki”. Treningi odbywały
się na Sali gimnastycznej w Szkole podstawowej. Tam nie było sprzyjającej
atmosfery, ani do kibicowania ani do zjadania ciastka Filusie czekoladowe. Siedzenie
na niskiej ławeczce w skarpetach i patrzenie jak dzieci robią szpagat,
jaskółkę, rozetkę, gwiazdę, to do mnie nie przemawia. Ja lubię patrzeć na
dryblingi, strzały, parady bramkarskie, itd. To dla mnie jest atrakcyjne, tym
żyję. Po ostatnim meczu kolegów z dawnej drużyny i namowach koleżanki Mamy,
postanowiła wrócić do gry. Wpadła na pomysł, że będzie łączyła obie te
dyscypliny, ponieważ treningi są w inne dni tygodnia. Dzisiaj miała pierwszy
trening w nowej drużynie, dodam, iż to jest zespół dziewczęcy. Przyzwyczajony do
dawnych zwyczajów, zapakowałem ciastka Listki z cukrem i polewą od „dr Gerard”,
wziąłem torbę sportową i pojechaliśmy. Marysia była trochę stremowana tą
sytuacją, znała Trenera i dwie koleżanki, reszta była nieznana. Jako obserwatorowi
bardzo mi się podobało. Były same dziewczyny podzielone na grupy wiekowe i
grały w swoich grupach. Tylko czasem miały przerwę na łyk wody. Słodyczy nie
mogły jeść, dopiero po zajęciach. Moja gwiazda piłki nożnej już nie może
doczekać się kolejnego treningu. Mówi, że gra bez chłopaków jest lepsza, mniej
brutalna i nikt nie plącze się pod nogami. Dodała również, że chłopaków będą
gromić w meczach sparingowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz