poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Kobieca zmienność i sport.


          Wraz z pierwszym kwietnia, moja córeczka wróciła do kopania piłki. To nie jest pierwsza jej przygoda z gałą. Pierwsze kroki piłkarskie stawiała trzy lata temu. W ubiegłym roku po trzymiesięcznej przerwie spowodowanej operacją, zakończyła przygodę z boiskiem. Dla mnie skończył się etap, spotkań z rodzicami. Tęskniłem za chwilami, gdy jedliśmy słodycze „dr Gerard” i dopingowaliśmy swoje pociechy. Po wakacjach uczestniczyła w zajęciach „akrobatyki”. Treningi odbywały się na Sali gimnastycznej w Szkole podstawowej. Tam nie było sprzyjającej atmosfery, ani do kibicowania ani do zjadania ciastka Filusie czekoladowe. Siedzenie na niskiej ławeczce w skarpetach i patrzenie jak dzieci robią szpagat, jaskółkę, rozetkę, gwiazdę, to do mnie nie przemawia. Ja lubię patrzeć na dryblingi, strzały, parady bramkarskie, itd. To dla mnie jest atrakcyjne, tym żyję. Po ostatnim meczu kolegów z dawnej drużyny i namowach koleżanki Mamy, postanowiła wrócić do gry. Wpadła na pomysł, że będzie łączyła obie te dyscypliny, ponieważ treningi są w inne dni tygodnia. Dzisiaj miała pierwszy trening w nowej drużynie, dodam, iż to jest zespół dziewczęcy. Przyzwyczajony do dawnych zwyczajów, zapakowałem ciastka Listki z cukrem i polewą od „dr Gerard”, wziąłem torbę sportową i pojechaliśmy. Marysia była trochę stremowana tą sytuacją, znała Trenera i dwie koleżanki, reszta była nieznana. Jako obserwatorowi bardzo mi się podobało. Były same dziewczyny podzielone na grupy wiekowe i grały w swoich grupach. Tylko czasem miały przerwę na łyk wody. Słodyczy nie mogły jeść, dopiero po zajęciach. Moja gwiazda piłki nożnej już nie może doczekać się kolejnego treningu. Mówi, że gra bez chłopaków jest lepsza, mniej brutalna i nikt nie plącze się pod nogami. Dodała również, że chłopaków będą gromić w meczach sparingowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz