czwartek, 18 lipca 2019

Dziwna historia z ciastkami w tle



   Bazar jest usytuowany tuż za parkiem. Może lekka przesada w tym że tuż, ale ze 100 metrów od niego. Idąc z parku do domu, zahaczam o niego. W dodatku idąc w tamtym kierunku o tej porze, da się przebywać prawie cały czas w cieniu – a przy takim upale, to jednak ma znaczenie. Kiedy podniosłem się z ławki, to część gołębi która – że się tak wyrażę – obsiadła mnie, przez kilka metrów zaczęła podążać za mną, lecz już po kilku metrach wszystkie odpuściły sobie i zaczęły szybko się rozlatywać. Jeszcze kilka kroków i przed sobą miałem przejście. Zatrzymałem się przed nim i odwróciłem – zobaczyłem że w miejscu przy ławce gdzie siedziałem jeszcze z pół minuty temu, nie było już ani jednego ptaka. Natomiast jedną z alejek szedł sobie patrol Straży Miejskiej… Uśmiechnąłem się na myśl o tym, że gdybym siedział tam jeszcze w śród gołębi, to portfel pewnie schudł by mi o jakąś ustawową kwotę, bo zapewne miejscy funkcjonariusze przyczepiliby się o to, że karmię gołębie wbrew zakazowi… Moja intuicja zadziałała jednak w porę i w ten sposób zostało mi parę groszy w kieszeni. Odwróciłem się raz jeszcze – i znieruchomiałem z wrażenia… Bo otóż panowie w ładnych mundurkach stali przy ławce na której siedziałem jeszcze prawie minutę wcześniej. A jeden z nich podnosił z tej ławki jakiś przedmiot. Spojrzałem na swoje dłonie – i dobrze już wiedziałem co oni tam mają… Toż to są moje ciastka firmy Dr Gerard, które przez roztargnienie tam zostawiłem!

- rurki Rolls Rolls
- precle Pretzel Salt&Chilli
- ciastka wielozbożowe Vit’am
- bagietki Baguettes Tomato&Olive Oil – nowość Dr Gerarda

Jeszcze większe poty mnie oblały. Pomyślałem sobie, że przez ten cholerny upał, to mózg przestaje mi funkcjonować… Z tego wszystkiego, to nie pójdę już na bazar po truskawki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz