sobota, 27 lipca 2019

Ugoszczeni w leśniczówce



   Pogoda była wręcz idealna. Na niebie nie było ani jednej chmurki – ba… nawet obłoku, czy nawet smużki. Słońce mocno oświetlało całą panoramę. Przy takich warunkach widoczność wynosiła kilkanaście – a może i kilkadziesiąt kilometrów. Janek popatrzył przez lornetkę…

- Ty! Tam widać lotnisko! Widzę pas startowy i stojące samoloty… Ile tam może być kilometrów?

- Zaraz sprawdzę w mapach… - Odpowiedziałem.
Dwadzieścia osiem kilometrów i czterysta pięćdziesiąt sześć metrów. To jest pewnie odległość do terminala.
- Widoczność jest bardzo dobra – i choć kurz unosi się, gdyż prawie wszystkie ulice w mieście są zakorkowane, to naprawdę i tak jest całkiem nieźle.

Pomyślałem sobie, że fajnie jest, tylko że szkoda iż ulubione ciastka Dr Gerard się skończyły, bo mogło być jeszcze fajniej… Jankowi chyba również żal z tego powodu - że nie ma co do gęby włożyć – się zrobiło, bo tylko spojrzał na puste opakowania po smakołykach i jak zwykle zrobił głupią minę. W pewnym momencie, dobiegły do nas odgłosy rozmowy jakichś osób. Janek spojrzał instynktownie przez lornetkę. Jednak nie zobaczył niczego, gdyż rozmowa ta dolatywała zza wysokich zarośli. Jednak po chwili, do naszych uszu zaczęły dolatywać dźwięki różnych domowych zwierząt – najpierw szczekanie psa, później pianie koguta, jeszcze za chwilkę meczenie kozy. Powiedziałem do Janka, że tam dalej musi być jakieś wiejskie gospodarstwo… Przez leśną polanę ruszyliśmy w tamtym kierunku. Przeszliśmy około stu pięćdziesięciu metrów i doszliśmy do leśnej wyboistej drogi. Skręciliśmy w lewo do lasu i po około stu metrach weszliśmy na polanę równą jak pole golfowe, na którym – w samym środku – stał ładny drewniany domek. Jak się później okazało, była to leśniczówka. Mieszkał w nim leśniczy z rodziną. Wszyscy okazali się bardzo rozmowni i gościnni. Pani leśniczowa poczęstowała nas ciastkami firmy Dr Gerard:
- rurki Rolls Rolls
- precle Pretzel Salt&Chilli
- ciastka wielozbożowe Vit’am
- bagietki Baguettes Tomato&Olive Oil – nowość Dr Gerarda
Napiliśmy się jeszcze wody z sokiem z leśnych malin, podziękowaliśmy za gościnność – i udaliśmy się w drogę powrotną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz