Pan leśniczy
odprowadził nas jeszcze do drugiego końca lasu. Opowiadał nam przy tym o miłości
do swojego zawodu, rodziny, zwierząt i przyrody. Pytaliśmy o drogę – jak najlepiej
dojechać do domu… Leśniczy wziął do ręki kawałek patyka, udeptał butami kawałek
piaszczystego gruntu, po czym wygładził go kijem i zaczął nam rysować mapkę na
tym piasku. Janek na koniec zrobił zdjęcie tego planu, swoim telefonem.
Pożegnaliśmy się serdecznie, ale żal było odjeżdżać… Obiecaliśmy obaj, że w
miarę możliwości zajrzymy jeszcze kiedyś. W rewanżu zostawiliśmy zaproszenia do
siebie, oraz nasze adresy i numery telefonów. Obaj z Jankiem wybraliśmy
dłuższą, ale piękniejszą, przyjemniejszą trasę – choć leśniczy Mariusz
stanowczo zaznaczył że jest ona dużo trudniejsza i nie da się jej przebyć
normalnym samochodem… - raczej dobrym jeepem. Ale skoro raz zgodnie wybrane, to
więcej nie będzie zmieniane. Początkowo przejechaliśmy wyboistą drogą spory
kawał. Później skręciliśmy w lewo – podążaliśmy czerwonym szlakiem. Trochę
dalej należało zsiąść z rowerów i śliską stromą ścieżką zejść w dół. Łatwo nie
było, z dodatkowego powodu gęsto wystających korzeni – ale daliśmy radę… Na
dole odpoczęliśmy pięć minut. Napiliśmy się wody z sokiem malinowym, oraz
zjedliśmy po kilka ciastek Dr Gerard, które na drogę przygotowała nam żona
leśniczego Mariusza – Marta:
- rurki Rolls Rolls
- precle Pretzel Salt&Chilli
- ciastka wielozbożowe Vit’am
- bagietki Baguettes Tomato&Olive Oil – nowość Dr
Gerarda
Dojechaliśmy do skrzyżowania leśnych ścieżek. Mogliśmy
pojechać prosto i dotrzeć do drogi głównej, albo skręcić w lewo i dojechać do
stacji kolejowej, albo skręcić w prawo, dotrzeć do szosy biegnącej wzdłuż rzeki,
później w prawo i przez Bocianówkę kierować się dalej prosto. Bocianówka
została tak nazwana, dlatego że jest tam sporo bocianich gniazd. Mariusz stwierdził,
że ta trasa jest najciekawsza – to też właśnie ją wybraliśmy jako dalszą drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz