To było rodzinne
spotkanie. Niby takie zwykłe – jak to spotkanie – lecz jednak niezwykłe. Z
kilku powodów… Pierwsze takie w tym roku, wyjazdowe, wesołe, z niespodziankami.
Takie spontaniczne – a takie przecież zawsze są najlepsze! To była niedziela – 2
kwietnia. Do Gabrysi zadzwonił jej brat, aby pogadać o tym, co u nas słychać.
Grzało wtedy mocno jak w czerwcu – o jedenastej było już 22 stopnie. Jarek
mówił że musi pojechać na wieś, zobaczyć co się w domku i ogrodzie dzieje, bo
nie był tam już miesiąc. Gabrysia powiedziała do niego, że może rozpocząłby
sezon grillowy, bo aura prowokuje do tego… Jarkowi dwa razy nie trzeba było
tego powtarzać! Skrzyknął całą rodzinkę i w godzinę byli gotowi. Tylko Jacek –
drugi szwagier który mieszka kilkanaście kilometrów dalej – nie mógł
przyjechać, bo wybrał się już wcześniej z kumplami na wędkowanie. Za to
przyjechały córki Jacka – Asia i Jola. Na wsi w ogrodzie było jeszcze trochę
mokro. Trawa niby już zaczęła się powoli zielenić, lecz podłoże przeważnie było
jeszcze takie wygolone kosiarką, jak pozostawiono je jesienią. Na łąkach
widoczne były szare i zielone placki, zeszłorocznej oraz świeżej trawy na
przemian. W podmokłych miejscach żółciło się od kwitnących kaczeńców. W
powietrzu momentami czuło się jakby przedsmak lata, ale ziemia przypominała, że
jest to jeszcze wczesna wiosna. Po drodze zrobiliśmy jakieś podręczne zakupy.
Na grilla skrzydełka i kiełbasę, sałatkę i coś słodkiego. Jak się później
okazało, to każdy przywiózł ze sobą inne słodkości, lecz z tej samej firmy –
ciastka Dr. Gerard. Gabrysia chciała jak zwykle te które ona najbardziej lubi -
zwierzaki maślane. Ja również kupiłem swoje ulubione - Witam Ciastka na dzień
dobry. Okazało się, że przyjechaliśmy pierwsi. Za pięć minut zjawił się Jarek
ze swoją ekipą. Za chwilę okazało się, że mieliśmy pierwszą niespodziankę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz