sobota, 22 kwietnia 2017

Uspokający torcik




   Grzało coraz bardziej. Lekki ciepły wiosenny wiatr powiewał niczym powietrze z dmuchawy. Każdy miał jakieś zajęcie. Kobiety robiły marynatę do mięs, które miały być przypiekane na grillowym ruszcie, męska – młodsza część – zajęła się przygotowaniem rozpałki, węgla, brykietu i drewna. Z Jarkiem poszliśmy do samochodu, aby przynieść składany turystyczny stolik i krzesełka. Po otwarciu bagażnika, Jarek zbladł i pożółkł jak jesienny brzozowy liść! Przyczyną tego był widok pustego bagażnika… Ogarnął mnie pusty śmiech. Za to Jarek aż dostał ściskoszczęku ze złości! Weszliśmy do samochodu. W schowku leżał  - torcik zbożowy. Zjedliśmy go po kawałku. Jarek uspokoił się po nim i zaczął logiczniej myśleć.

- Wszystko zostało w garażu… Jesienią zabrałem je aby wyczyścić i naprawić… A pamiętałem o tym prawie do ostatniej chwili! Wszystko przez to, że chce się tak szybko, szybko… Jak powiem sobie aby nieco zwolnić, to działa przez pięć minut – a może nawet krócej… Już nie ta głowa, nie ta młodość! Wnuki już w drodze… A mnie się wydaje, że jestem taki jak kiedyś…

   Uspokoił się już całkiem. Danka zaczęła się już denerwować, że nie ma nas tak długo. Przyszła i zdziwiona pyta, dlaczego tak sobie siedzimy w najlepsze, zamiast rozkładać wszystko i przygotowywać się do biesiadowania. Jak jej Jarek powiedział w czym jest rzecz, to cała paczka ciastek jej z ręki wypadła, a zawartość rozsypała się na ziemię. Szkoda ich było, bo to pyszne zwierzaki maślane, firmy Dr. Gerard. Szybko jednak się opanowała. Rzekła że jakoś sobie poradzimy i zachęciła Jarka aby przyszedł i nie denerwował się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz