Języczki płomieni
zaczęły przenikać pomiędzy drobno połamanymi suchymi gałązkami. Palone drewno
trzeszczało coraz częściej, przyjemny zapach palonego ogniska ogarniał coraz
szerszą przestrzeń. Gorąco wydobywające się ze środka buchało raz w jedną, to w
drugą stronę. Lekki wiatr roznosił smugi białego dymu po okolicy. Byliśmy
wszyscy zadowoleni. Dankę ogarnęła nostalgia i wspominała, jak to za dawnych
czasów spędzało się miłe chwile w podobny sposób. Młodsza część naszej ekipy,
dopiero teraz zapoznawała się z wieloma faktami swoich członków rodziny.
Śpiewaliśmy stare harcerskie piosenki – „Płonie ognisko w lesie”, „Przy
ognisku, przy ognisku”, Płonie ognisko i szumią knieje” – oraz jeszcze wiele,
wiele innych… Pochłonęły nas wszystkich wspomnienia. Opowiadaliśmy o tych
których z nami tutaj nie ma – choć mogli być – ale przede wszystkim o tych,
którzy już nigdy z nami nie będą… Przez chwilę zrobiło się smutno, ale tylko
przez chwilę. Danka przyniosła gorącą herbatę. Powietrze niby było bardzo
ciepłe, w plecy dodatkowo przygrzewał żar z ogniska, lecz ziemia była jeszcze
bardzo zimna i po chwili siedzenia, zmarzłem w stopy. Większość – podobnie jak
ja – również zmarzła. Z ogromną przyjemnością, napiliśmy się więc tej gorącej
herbaty. Na stole stojącym na podłożonych pod nogi dachówkach, do dyspozycji
ciągle mieliśmy smakowite ciastka Dr. Gerard. Do herbaty postanowiłem
zasmakować sobie tym razem - zwierzaki maślane. Ponieważ stwierdziłem że
wyjątkowo mi one smakują, to zjadłem jeszcze jedno. Bartek zjadł ostatnie już -
Mafijne Choco. Jarek miał na niego ochotę, ale zerwał się aby dorzucić drewien
do ognia i Bartek go uprzedził. Musiał zatem obejść się smakiem, ale pozostały
mu jeszcze inne wspaniałe produkty. Palone gałęzie znów zaczęły trzeszczeć.
Jeszcze chwilę – i mogliśmy zaczynać pieczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz