poniedziałek, 12 czerwca 2017

Dni mojego miasta.

            Cześć. W końcu doszedłem do siebie. W weekend w moim mieście odbywały się koncerty w ramach Dni miasta. Jako lokalny muzyk zostałem zaproszony z zespołem do zagrania. Postanowiliśmy zaskoczyć naszych słuchaczy czymś nowym. Zaprosiliśmy do współpracy hip hopowców. Połączenie żywego, energetycznego rocka z hip hopem wzbudziło zainteresowanie. To był strzał w dziesiątkę. Mamy już propozycję występu na imprezie z gwiazdą tego gatunku. Czasu na przygotowania mieliśmy niewiele. Zrobiliśmy trzy próby i powstały trzy utwory, które zaprezentowaliśmy zebranej publiczności. Największymi fanami okazały się nasze córki. Trochę je przekupiłem wykorzystując „Mafijne Choco i PryncyTorcik” znanej firmy „dr Gerard”. Jednak nie wszystko poszło po naszej myśli. Od samego ran padało i padało i padało. Na godzinę dziesiątą umówiłem się u fryzjera. Wziąłem parasol i poszedłem. Gorzej było później, noszenie sprzętu, gitar, wzmacniaczy czy perkusji. Tego nie można zrobić trzymając parasol. Zmokliśmy. Dobrze, że mieliśmy przygotowany specjalny namiot dla artystów. Gdzie mogliśmy się przebrać, ogrzać czy wypić kawę. Ciepłe napoje i kruche herbatniki miały największe wzięcie. Potem ustawianie sprzętu na scenie i próba z reżyserem dźwięku. Na scenie stały kałuże. Obsługa techniczna zgarniała wodę, lecz niewiele to dawało. Dopiero na sam początek imprezy przestało padać. Zebrani ludzie podeszli pod same płotki odgradzające i zaczęliśmy grać. Na ostanie kilkanaście minut koncertu zaprosiliśmy gości. Ludzie byli zdziwieni, że My zbrataliśmy się z ludźmi w kapturach. Wystarczyły pierwsze rymy i słuchacze rozkołysali się w rytm hip hopu. Potem były bisy, autografy i fotki z fanami.

Pozdrawiam YO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz