Cześć.
W końcu doszedłem do siebie. W weekend w moim mieście odbywały się koncerty w
ramach Dni miasta. Jako lokalny muzyk zostałem zaproszony z zespołem do
zagrania. Postanowiliśmy zaskoczyć naszych słuchaczy czymś nowym. Zaprosiliśmy do
współpracy hip hopowców. Połączenie żywego, energetycznego rocka z hip hopem
wzbudziło zainteresowanie. To był strzał w dziesiątkę. Mamy już propozycję
występu na imprezie z gwiazdą tego gatunku. Czasu na przygotowania mieliśmy
niewiele. Zrobiliśmy trzy próby i powstały trzy utwory, które zaprezentowaliśmy
zebranej publiczności. Największymi fanami okazały się nasze córki. Trochę je
przekupiłem wykorzystując „Mafijne Choco i PryncyTorcik” znanej firmy „dr
Gerard”. Jednak nie wszystko poszło po naszej myśli. Od samego ran padało i padało
i padało. Na godzinę dziesiątą umówiłem się u fryzjera. Wziąłem parasol i
poszedłem. Gorzej było później, noszenie sprzętu, gitar, wzmacniaczy czy
perkusji. Tego nie można zrobić trzymając parasol. Zmokliśmy. Dobrze, że
mieliśmy przygotowany specjalny namiot dla artystów. Gdzie mogliśmy się
przebrać, ogrzać czy wypić kawę. Ciepłe napoje i kruche herbatniki miały
największe wzięcie. Potem ustawianie sprzętu na scenie i próba z reżyserem
dźwięku. Na scenie stały kałuże. Obsługa techniczna zgarniała wodę, lecz
niewiele to dawało. Dopiero na sam początek imprezy przestało padać. Zebrani ludzie
podeszli pod same płotki odgradzające i zaczęliśmy grać. Na ostanie kilkanaście
minut koncertu zaprosiliśmy gości. Ludzie byli zdziwieni, że My zbrataliśmy się
z ludźmi w kapturach. Wystarczyły pierwsze rymy i słuchacze rozkołysali się w
rytm hip hopu. Potem były bisy, autografy i fotki z fanami.
Pozdrawiam YO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz