Powrotną drogę ze szkolenia szachowego mieliśmy z
nieprzyjemnymi przygodami. W wyśmienitych humorach wyruszyliśmy pociągiem do
Krakowa. W pociągu zjedliśmy śniadanie, a na deser ulubione ciasteczka Dr.
Gerarda o nazwie - Mafijne Choco. Rozmawialiśmy o dalszych planach na
przyszłość. W pewnym momencie zrobiło się bardzo gorąco. Klimatyzacja przestała
działać i musieliśmy jechać bez niej. Jakaś większa awaria, z którą nie mogą
sobie poradzić. W ramach rekompensaty pan rozdawał wodę mineralną. Zmęczone pod
wieczór dotarliśmy do Krakowa. Tam rozstaliśmy się obiecując sobie częste
kontakty telefoniczne. Następnie busem wróciłam do domu. Zastanawiałam się nad
pracą w szkole jako nauczyciel szachów. Zadzwoniłam do znajomego pracującego w
tej dziedzinie. Bez certyfikatu nie mogłam nic zrobić. Dlatego musiałam
poczekać dwa tygodnie. Z dokumentem w ręku jeździłam po szkołach szukając od
nowego roku szkolnego zatrudnienia. Dostałam dwie wstępne propozycje. Na
początek musi wystarczyć. Obecnie prawie w każdej szkole dzieci korzystają z
kółka szachowego. Na giełdzie pracy znalazłam ciekawą ofertę jako księgowa w
małej firmie. Po wszystkich wstępnych procedurach podjęłam pracę na trzy
miesięcznym okresie próbnym. W tym roku nie planuje żadnych wyjazdów
wakacyjnych z powodu braku urlopu. Jedynie weekendowe wypady do znajomych mogą
mi uprzyjemnić czas. Poważnie podchodzę do dodatkowej pracy z dziećmi w szkole.
Myślę, że od września będę mogła uczyć je grać w szachy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz